Minister gospodarki i innowacji Litwy Aushrine Armonaitė podała, że delegacje uczestniczące w wileńskim szczycie NATO przeznaczą na różne usługi w wileńskiej stolicy od 4 do 6 mln euro - informuje agencja ELTA.
Szczyt NATO w Wilnie - promocja Litwy
Według pani minister szczyt będzie też ogromną reklamą Litwy w kontekście bezpieczeństwa narodowego, co jest niezwykle ważne dla inwestorów i branży turystycznej.
„Oprócz chwilowych niedogodności dla firm zlokalizowanych na Starym Mieście, szczyt NATO jako całość niesie mocny sygnał. Litwa jest częścią najsilniejszego sojuszu wojskowego na świecie. Jest bezpiecznym krajem, w którym można bezpiecznie nie tylko mieszkać czy spędzać wakacje, ale i inwestować. To ogromna reklama państwa w kontekście bezpieczeństwa narodowego. To niezwykle ważne dla naszych inwestorów i branży turystycznej po rozpoczęciu (wywołanej przez Rosję - red.) wojny” – napisała Armonaite na swoim koncie na portalu społecznościowym.
Przygotowania w sowieckim stylu
Według organizatorów wileński szczyt NATO przyciągnie na Litwę około 5 tys. osób. Sam dochód netto branży turystycznej wyniesie 4-6 mln euro – tyle delegacje wydadzą na noclegi, wyżywienie i towarzyszące atrakcje itp.
Szczyt NATO w Wilnie to wydarzenie historyczne, ale krytycy zwracają uwagę, że przygotowania przypominają czasy sowieckie. Dziennikarz Andrius Užkalnis opowiedział, co najbardziej przykuło jego uwagę. "Prawdopodobnie gdyby w Wilnie były inne porządki i inaczej (lepiej) dbano o miasto, to nie trzeba by wszystkiego robić w trybie szturmowym, bo zostało mało czasu. Z niektórych rzeczy można się po prostu śmiać - dotyczy to np. starych trolejbusów. Jeżeli są dobre by przewozić wilnian, to dlaczego członkowie delegacji nie mogą tych trolejbusów nawet zobaczyć przez okna limuzyn? - zapytał. Zdaniem Užkalnisa śmieszne jest to, iż ktoś pomyślał, że stare wileńskie trolejbusy, kogokolwiek z gości obchodzą.