Jeśli ktoś liczył, że wtorkowa sesja przyniesie jakiś przełom na rynku, albo będzie chociaż zapowiedzią takiego przełomu, to srodze się rozczarował. Uczciwie trzeba bowiem przyznać, że patrząc przez pryzmat zachowań głównych indeksów, emocji mieliśmy jak na lekarstwo. Byliśmy świadkami klasycznego przeciąganiem liny między popytem, a podażą. Na pocieszenie pozostaje nam fakt, że podobnie zresztą było na innych europejskich parkietach.
Nadzieje na jakiś większy ruch dawała przede wszystkim końcówka poniedziałkowych notowań podczas której popyt mocniej zaatakował. Wydawało się, że byki mogą pójść za ciosem. Okazało się jednak, że był to jednorazowy wystrzał. Na starcie wtorkowych notowań wszystko wróciło do normy. WIG20 zaczął dzień od wzrostu, jednak był on symboliczny. Wystarczyła też chwila, aby byki znalazły się w defensywie. Pocieszający był fakt, że i niedźwiedzie nie za bardzo miały pomysł jak rozegrać notowania.