Samorządy mają bardzo ambitne plany inwestycyjne na ten rok. Zamierzają je sfinansować z kilku źródeł – funduszy unijnych, nadwyżki operacyjnej, dochodów majątkowych czy prywatyzacji. W dużej mierze także ze źródeł zewnętrznych. Jak wynika z danych zebranych przez „Rz” od 14 dużych miast, w tym roku chcą one pożyczyć na rynkach finansowych ponad 6 mld zł. To więcej niż w ubiegłym i przyszłym roku.
– Biorąc pod uwagę sytuację, będzie to trudne. Dzisiaj rynek finansowy pokazuje, że era tanich i w miarę szybkich kredytów minęła również dla samorządów – mówi Barbara Sajnaj, skarbnik Poznania.
Miasta oczekują finansowania z minimum pięcioletnim okresem zapadalności, najlepiej dziesięcioletnim i dłuższym. A instytucje finansowe, jeśli decydują się pożyczyć pieniądze, to na jak najkrótszy czas.
I choć samorządy nie mają jeszcze aż takich problemów jak przedsiębiorstwa z pozyskaniem finansowania od instytucji finansowych, nie oznacza to, że problemy je ominą. – Zmniejszy się liczba banków udostępniających kredyty. Mogą się pojawić problemy z dostępem do finansowania dla małych jednostek samorządu czy tych, które nie posiadają odpowiednio wysokiej oceny ratingowej oraz dla podmiotów samorządowych o złej kondycji finansowej, np. szpitali – mówi Mirosław Czekaj, skarbnik Warszawy.
Zdaniem Mirosława Czekaja, aby wykorzystać w pełni środki unijne i zagwarantować samorządom finansowanie inwestycji, należy rozważyć wyłączenie z procedur zamówień publicznych usług finansowych dla samorządów oraz instytucji samorządowych. A gdy problemy ze zdobyciem finansowania się nasilą, samorządom powinien bardziej pomóc Bank Gospodarstwa Krajowego, który wspieranie rozwoju samorządów ma w zakresie ustawowych zadań.