Według wstępnych ocen Lasów Państwowych po pierwszej fali powodziowej pod wodą znalazło się ponad 65 tys. ha lasów. - Druga fala przyniosła kolejne zniszczenia. Trwa szacowanie skutków tegorocznego kataklizmu - mówi Anna Malinowska, rzecznik Lasów Państwowych.
Podczas bez porównania mniejszej powodzi w 2009 r. leśnicy oszacowali straty na 65 mln zł (woda zniszczyła wówczas w lasach m.in. 36 mostów i 633 km dróg). W tym roku straty będą na znacznie większe i mogą przekroczyć 100 mln zł. Będzie gorzej nawet niż w 1997 r., bo tym razem po wodą znalazły się rozległe obszary w dorzeczu Wisły i Odry.
W górach woda spowodowała osuwiska, zamulenia dróg, zniszczenia przepustów. Na nizinach zalane są uprawy leśne, młodniki. Tysiące hektarów drzew znajduje się pod wodą. Leśnicy obawiają się tego, że w korzeniach drzew zaczną się teraz procesy chorobowe.
Powódź okazała się też ogromnym zagrożeniem dla zwierzyny leśnej. Na ogół zwierzęta same radzą sobie z zagrożeniem, uciekając w porę na bezpieczny obszar, ale tegoroczna powódź była gwałtowna. Szybko przybierająca fala zaskoczyła wiele zwierząt, zwłaszcza sarny i dziki, wędrujące obecnie z małymi.
Aby w przyszłości nie dochodziło do tego typu kataklizmów, Lasy Państwowe od tego roku prowadzą jeden z największych projektów środowiskowych w Europie – tzw. projekt małej retencji na terenach górskich i nizinnych, który w sumie pochłonie ok. 330 mln zł. - Projekt jest współfinansowany ze środków unijnych i ma być ukończony w 2013 r. - mówi Anna Malinowska. Obejmuje on tworzenie nowych lub powiększanie istniejących zbiorników, oczek wodnych w lasach, spiętrzanie wody w korytach małych rzek, potoków, kanałów i rowów znajdujących się na obszarze lasów. Z jednej strony ma to na celu gromadzenie wody, bo w Polsce jej zasoby są zbyt małe a z drugiej strony uniemożliwienie jej szybkiego spływu powierzchniowego. Szczególne znaczenie ma to na terenach górskich i ma służyć przeciwdziałaniu powodziom w przyszłości.