Tak stało się w przypadku dwóch przedsiębiorców, w których obronie skutecznie stanął rzecznik Borys Titow. Jewgienij Bondariow z obwodu irkuckiego przejął upadły i zrujnowany sowchoz i postawił go na nogi. Biznes szedł dobrze, dopóki były mer miasteczka, Jewgienij Kustos, mający liczne koneksje rodzinne w miejscowych organach ścigania (żona – szefowa oddziału śledczego), nie zaproponował Bondariowowi odsprzedaży „za bezcen" należącej do niego bocznicy kolejowej. Gdy ten się nie zgodził, zaczęły się groźby. Gdy i te nie poskutkowały, firmie bez powodu, na trzy miesiące odłączono prąd, a potem rozpoczęło się śledztwo.
Lokalny policjant (podwładny żony b. mera) oskarżył Bondariowa o wyłudzenie 4 mln rubli (415 tys. zł) subsydiów rządowych. Ten dostał je od ministerstwa rolnictwa (po dokładnym sprawdzeniu wiarygodności) na spłatę zadłużenia przejętego gospodarstwa. Ani ministerstwo, ani bank nie miały z tego tytułu roszczeń.
Sprawa ciągnęła się dwa lata i gdyby nie interwencja biura rzecznika Titowa, pewnie Bondariow już by siedział. Tak jak Dmitrij Małow, którego, zanim nie wtrącił się Titow, zdążono już posadzić na 5,5 roku. Dziś przedsiębiorca jest wolny, a sąd najwyższy uniewinnił go od wszystkich zarzutów. Wskutek działań rzecznika urzędnicy trafili za kraty. Były mer Kustos dostał 10 lat kolonii karnej za wymuszenia i korupcję.
– Praktyka oskarżania przedsiębiorców za jakoby wyłudzanie państwowych pieniędzy stała się u nas powszechna. Urzędnicy zawsze tłumaczą się troską o interes państwa. A troskę o własną kieszeń trudno im udowodnić – tłumaczy Siergiej Taut, szef organizacji pozarządowej „Biznes przeciw korupcji".
Na razie działania rzecznika są więc kroplą w morzu rosyjskiego bezprawia. W ub. roku sądy skazały 15 urzędników utrudniających działalność biznesowi. Tymczasem o „malwersacje i wyłudzanie" rządowych funduszy oskarżonych zostało 15 tys. przedsiębiorców.