To była najniższa inflacja średnioroczna od dziesięciu lat. Jeszcze w 2012 r. ceny rosły w tempie 3,7 proc., a rok wcześniej – 4,3 proc.
Tak silnego spadku inflacji nie oczekiwał nikt. Rok temu rząd zakładał, że ceny wzrosną o 2,7 proc., a bank centralny jeszcze w marcu 2013 r. spodziewał się wzrostu o 1,6 proc. Jednak ceny się zatrzymały, ponieważ mocno wyhamowała gospodarka. Spadkom pomogły też wyjątkowo tania żywność na rynkach światowych i niskie ceny paliw.
W Polsce żywność zdrożała w minionym roku o 2,2 proc. (połowa tego co w 2012 r.), a ceny paliw spadły o 4 proc. Wzrost cen byłby jeszcze mniejszy, gdyby w połowie roku wskaźnika inflacji nie podbiły podwyżki opłat za wywóz śmieci.
Wydatki na żywność i paliwa pochłaniają największą część budżetów polskich gospodarstw, więc niższe ceny tych podstawowych produktów to ulga dla portfeli. Jeśli zaoszczędzimy na jedzeniu i tankowaniu, możemy więcej wydać np. na nowe buty czy wizytę w teatrze.
– Dzięki niskiej inflacji realnie szybciej rosną też nasze wynagrodzenia, co dobrze wpływa na wskaźniki sprzedaży detalicznej i pomaga gospodarce rosnąć szybciej – mówi Dariusz Filar, były członek Rady Polityki Pieniężnej. W ubiegłym roku Polak zarobił średnio ok. 3 proc. więcej niż przed rokiem. Realnie więc zawartość naszych portfeli zwiększyła się o blisko 2 proc. Rok wcześniej spadła.