Obie metropolie, amerykańska i brytyjska, światowe ośrodki zatrudnienia w sektorze finansowym, straciły w ciągu 5 lat ok. 42 tys. miejsc pracy, 6 proc., bo rosnące koszty utrzymania skłaniają firmy do wyboru tańszych miejsc na świecie.
Pracodawcy zmniejszają załogi w tych miastach, aby ograniczyć swe koszty, ok. 80 proc. miejsc pracy utrzymano, ale przeniesiono je — ocenia firma doradcza Boyd. Koszty działalności zaplecza biurowego w N. Jorku i Londynie wzrosły o 10-12 proc. w ostatnich 18 miesiącach, czterokrotnie bardziej od inflacji — szacuje Boyd. Przenoszono z drogich miast pracowników IT, działów księgowości, zamówień, spraw osobowych w bankach, firmach ubezpieczeniowych i innych podmiotów usług finansowych.
- Moi klienci doszli do wniosku, że wielu z tych pracowników nie musi być w centrum Manhattanu czy w londyńskim City — stwierdził dyrektor firmy doradztwa finansowego Johnson Associates, Alan Johnson. Spodziewa się, że Nowy Jork i Londyn stracą dużo więcej takich miejsc pracy. — Tym ludziom trzeba płacić więcej, bo życie tam jest droższe — dodaje.
Firma Boyd ocenia, że amerykański ośrodek finansowy stracił w ciągu 5 lat 27 tys. pracowników, a zostało w nim 331 tys., natomiast Londyn — 15 tys. i zostało 358 tys. W Ameryce Płn. zyskują na atrakcyjności miasta położone powyżej Nowego Jorku. Montreal zachęcający ulgami podatkowymi stał się faworyzowaną lokalizacją, od 2011 r. przyciągnął 5 tys. miejsc pracy w sektorze finansów, m.in. od Morgan Stanley i korporacja finansowa State Street z Bostonu, bo koszty rocznej działalności w nim są o 40 proc. niższe niż w Nowym Jorku.
Wśród innych opcji znajduje się Jacksonville na Florydzie, które zyskało 4 tys. pracowników z Macquarrie, Deutsche Banku i Ernst & Young. Tam koszty są niższe o 23 proc. niż w Nowym Jorku.