Pierwsze oznaki spowolnienia widoczne są już w Azji, w tym także w Chinach, gdzie w kolejnym miesiącu spadła produkcja. Ekonomiści nie mają wątpliwości, że wyraźne spowolnienie będzie już wkrótce odczuwalne – mocniej w Europie, w mniejszym stopniu także na innych kontynentach. Główny powód to wygaśnięcie pakietów stabilizacyjnych, które pompowały wzrost, oraz cięcia wydatków.
Prezes amerykańskiej Rezerwy Federalnej Ben Bernanke przyznaje, że wzrost w USA jest również wyjątkowo niepewny, a Amerykanom nie uda się wyjść z kłopotów, jeśli nie powstanie jeszcze jeden pakiet stymulacyjny.
Europy z kolei nie stać na kolejne miliardy wsparcia publicznego. Szef Europejskiego Banku Centralnego Jean-Claude Trichet uważa wręcz, że natychmiast trzeba redukować wydatki publiczne.
– W Europie nie będziemy mieli powrotu do recesji, ale wyraźne spowolnienie. Nie ma co się łudzić, ożywienie przeszło już do historii. Nie sądzę jednak, aby także Europa miała się znaleźć pod kreską, ale już po wakacjach czeka nas spadek koniunktury – mówi „Rz” Mark Wall, ekonomista Deutsche Banku. Zdaniem Międzynarodowego Funduszu Walutowego największym zagrożeniem dla gospodarki europejskiej jest wiszący nad nią potężny dług publiczny. Jeśli nie zostanie obniżony, kolejne kraje UE mogą pójść śladem Grecji.
Według byłego szefa Fedu Alana Greenspana, który trzy miesiące temu zapewniał, że recesja o podwójnym dnie Ameryce nie grozi, głównym problemem gospodarki amerykańskiej jest jej rozchwianie. Rosną wydatki ludzi bogatych, więc nie widać spadku popytu konsumpcyjnego. W dobrej kondycji są duże banki i wielkie korporacje. Reszta gospodarki, firmy małe i średnie, jest w znacznie gorszej sytuacji. To dlatego rośnie bezrobocie. Greenspanowi wtórował wczoraj prezydent USA Barack Obama.