Najbardziej pesymistyczni – jak wynika z ankiety „Rz" przeprowadzonej wśród 12 ekonomistów największych banków w Polsce – są przedstawiciele ING. Ich zdaniem tempo rozwoju naszej gospodarki spadnie w ostatnim kwartale 2011 r. do 3,1 proc. z 4,2 proc. w trzecim. Według prognoz Banku Pocztowego i BGŻ będzie to 3,8 proc. Średnia z prognoz ekspertów wskazuje na 3,6 proc. w ostatnim kwartale tego roku i 4,1 proc. w całym roku.
Duże dysproporcje widać też w ocenach przyszłego roku – optymiści zakładają spowolnienie, ale tylko do poziomu 3,2 proc. Najwięksi pesymiści – analitycy BZ WBK – właśnie zweryfikowali swą dotychczasową prognozę z 2,7 do nieco powyżej 2 proc.
Premier Donald Tusk ocenia, że w przyszłym roku polski PKB wzrośnie o co najmniej 2,5 proc. (na takiej prognozie jest konstruowany plan budżetu na 2012 r.), a w tym roku pewny jest wzrost o 4 proc. Projekt budżetu trafi pod obrady Rady Ministrów 6 grudnia i po jej akceptacji trafi do parlamentu. Wczoraj w Sejmie odbyło się pierwsze czytanie ustawy okołobudżetowej.
Monika Kurtek z Banku Pocztowego uważa, że ostatnie dane dotyczące m.in. produkcji przemysłowej i budowlano-montażowej w październiku zapowiadały nadejście spowolnienia gospodarczego. – Nie wskazują one jednak, aby skala wyhamowania miała być duża – zaznacza ekonomistka. Liczy, że w czwartym kwartale PKB wzrośnie o 3,7 – 4 proc.
Także Dariusz Winek z BGŻ twierdzi, że polska gospodarka znajduje się na ścieżce miękkiego lądowania, gdzie gasnący popyt wewnętrzny jest amortyzowany większym wkładem eksportu netto. – Największym ryzykiem dla wzrostu gospodarczego są efekty związane z konsolidacją fiskalną oraz ze spadkiem konsumpcji – mówi Winek. – Mniejsze zaś ze spadkiem nakładów inwestycyjnych, zmianą stanów zapasów czy wkładem eksportu netto. Dla ekonomistów brak jasności co do przyszłości strefy euro jest jedną z podstawowych niewiadomych przy prognozowaniu wzrostu gospodarczego w Polsce. – Zakładając, że europejscy decydenci podejmą zdecydowane działania na rzecz opanowania kryzysu zadłużeniowego w strefie euro i zdołają ograniczyć skalę zawirowań w sektorze bankowym, Polska może liczyć na 3-proc. wzrost gospodarczy – uważa Adam Antoniak z BPH. – Kanały, którymi kryzys w strefie euro dotrze do nas, to: handel zagraniczny, osłabienie popytu na polskie towary i usługi, zaburzenia w sektorze bankowym oraz pogorszenie nastrojów konsumentów i firm – wylicza Piotr Bujak, ekonomista Nordea Banku. – Dodatkowo pewien negatywny wpływ na krajową gospodarkę będzie mieć zacieśnienie polityki fiskalnej.