12 czerwca 2012 roku mija 45 lat od premiery filmu "Żyje się tylko dwa razy".

Po raz piąty rolę Jamesa Bonda kreował Sean Connery, coraz bardziej znużony odgrywaniem tej postaci, dojrzewający do decyzji zerwania z nią. Connery uważał – i jak się okazało słusznie – że przed Bondem był aktorem i że po Bondzie nim pozostanie. Zgodził się jednak na udział w „Żyje się tylko dwa razy" pod warunkiem, że producenci zwolnią go z szóstego filmu z Bondem, na który już wcześniej podpisał umowę.

Gdy amerykańska rakieta z ładunkiem nuklearnym znika w niewyjaśnionych okolicznościach po wylądowaniu w Japonii, o jej przechwycenie zostają oskarżeni Rosjanie. Wzajemne stosunki wielkich mocarstw zaostrzają się, nad światem wisi groźba globalnego konfliktu. Chcąc temu zapobiec, brytyjski wywiad wysyła Bonda na Daleki Wschód z misją zbadania kradzieży rakiety. Okazało się, że jej rzeczywistym sprawcą jest demoniczny zbrodniarz Blofeld (Donald Pleasence) opętany pragnieniem wywołania III wojny światowej. Przebrany za Japończyka Agent 007 rusza do akcji.