Utarło się przekonanie, że ta filmowa seria to dla aktorów przepustka do wielkiej kariery. Rola Jamesa Bonda rzeczywiście otworzyła bramy show-biznesu przed Seanem Connerym, Rogerem Moore'em, Timothym Daltonem, Pierce'em Brosnanem. Spośród wszystkich agentów 007 tylko George Lazenby nie zaistniał potem znacząco w kinie.
Inaczej było z dziewczynami Bonda. W ciągu pół wieku zebrało się ich aż 65. Wszystkie piękne i seksowne. Grały anioły lub diablice, ale przede wszystkim były ozdobą ekranu. Z ponad 30 James Bond poszedł do łóżka. Na ogół były agentkami: amerykańskimi, rosyjskimi, brytyjskimi, ale i brazylijskimi, włoskimi, zdarzyła się nawet Chinka. Wzrok Brytyjczyka przykuwały też: krupierka, szmuglerka brylantów, zawodowa łyżwiarka, geolog, specjalistka od komputerów, tarocistka, fizyk jądrowy i sprzedawczyni muszelek.
Agent 007 wolał brunetki od blondynek, nie miał za to uprzedzeń rasowych i nie przywiązywał wagi do stanu majątkowego swoich wybranek: tylko trzy z nich były bardzo bogate. Jedna trzecia jego kochanek nie przeżyła ekranowych przygód. A prawdziwie głęboko Bond kochał tylko raz – już w skórze Daniela Craiga. I rozpaczał, gdy swoją miłość stracił.
Rola u boku agenta nie otwierała aktorkom drogi do kariery. Na liście z nazwiskami dziewczyn Bonda można znaleźć tylko jedno, które potem mocniej zajaśniało w Hollywood. To Kim Basinger, która zagrała w „nieoficjalnej" części Bonda, nakręconym w 1983 r. „Nigdy nie mów nigdy".
A inne aktorki? Pierwsza na liście Ursula Andress ma dziś 76 lat. Mieszka w Rzymie. W 1962 roku jako 26-latka została zaangażowana do „Doktora No", ponieważ – jak twierdził producent Albert Broccoli – „miała świeżą twarz i nie żądała bajońskich honorariów". Dostała nawet za swoją kreację Złoty Glob dla najbardziej obiecującej debiutantki. Potem zagrała w ponad 20 filmach, ale zaistniała mocniej w kronikach towarzyskich niż na ekranie. Była żoną Johna Dereka, miała mnóstwo romansów, m.in. z Jeanem-Paulem Belmondo. I tyle.