Korespondencja z Berlina
Na początek był Charlie Chaplin i przypomniany jego słynny monolog z „Dyktatora" o tolerancji. Od lat nie było tak upolitycznionej gali wręczenia Europejskich Nagród Filmowych. Na atmosferze tegorocznej uroczystości odbiły się tragedie, jakie ostatnio dotknęły Europę. Jej lęki, obawy, niepewność jutra.
– Ostatni rok nie był łatwy – deklarował przewodniczący Europejskiej Akademii Filmowej Wim Wenders. – Straszne wydarzenia stały się wyzwaniem dla idei Europy i wyznawanych przez nią wartości. W tym zmieniającym się świecie ważną, może nawet ważniejszą niż kiedykolwiek, rolę odgrywa kultura. Kino pozwala spojrzeć na rzeczywistość z różnych stron. Pokazuje, jak nasi bliżsi i dalsi sąsiedzi żyją, kochają, czują. Czego się boją, czego nienawidzą, jakie mają nadzieje. Europejska Akademia Filmowa liczy 3300 członków z 48 krajów. I w czasach takich jak teraz naszym obowiązkiem jest krzyczeć i chronić wartości, w które wierzymy.
Wtórowała mu przewodnicząca zarządu Akademii Agnieszka Holland, odnosząc się też do budzenia się ekstremalnych nurtów prawicowych.
– Przeżyłam w systemie totalitarnym młodość, nakręciłam filmy o ciemnych momentach historii Europy – mówiła. – Nie chcę, żeby takie czasy wróciły. Filmy, które robimy, nie mogą być oderwane od świata, w jakim żyjemy. Naszym obowiązkiem jest obrona wolności i demokracji.