W natarciu jest młode pokolenie polskich filmowców. Trudno uwierzyć, ale jednym z najstarszych uczestników konkursu polskiego jest Paweł Łoziński, twórca, który zaledwie kilka lat temu był wschodzącą gwiazdą festiwalu. Także i w tym roku jego refleksyjna, zrealizowana na żydowskim cmentarzu „Inwentaryzacja” jest poważnym kandydatem do nagrody.
Przebojem festiwalu jest „Marysina polana” Grzegorza Zaricznego, gdzie niespieszne rozmowy o najważniejszych w życiu sprawach, głównie o kobietach, toczy czwórka baców. Wśród faworytów jest Tomasz Wolski, ubiegłoroczny laureat Nagrody Publiczności, który prezentuje aż dwa filmy: „H2O” oraz „Pomału”, obraz nawiązujący do najlepszych tradycji polskiego dokumentu, zrealizowany niezwykle blisko bohaterów. Również dwa filmy pokazuje Marcin Koszałka. To dokumenty oscylujące wokół tematyki eschatologicznej i rodzinnej - „Deklaracja nieśmiertelności” oraz „Ucieknijmy od niej”.
Krakowski festiwal od lat jest zresztą swoistą giełdą tematów, czy wręcz mód, obowiązujących w dokumencie. Po latach, kiedy najważniejsze były problemy osób niepełnosprawnych czy wykluczonych, jest wiele filmów pokazujących współczesną wieś. I choć nie są to obrazy o charakterze publicystycznym, kinowa polska wieś przestaje być arkadią. Z drugiej strony właśnie na prowincji ludzie wciąż umieją ze sobą rozmawiać, celebrują uroczystości, mają dla siebie czas.
Co ważne, po latach wydłużania krótkich filmów dokumentalnych, wielu twórców wraca do formuły filmu kilkuminutowego.
Pokazom towarzyszy debata o kształcie współczesnego dokumentu. - To chyba koniec dokumentu w postaci czystej, coraz trudniej odróżnić dokument od fabuły – mówi dyrektor festiwalu Krzysztof Gierat. - Powoli przestaje być aktualna zasada, którą kierował się w swoich dokumentach Krzysztof Kieślowski, stawiając przede wszystkim na kryteria prawdy i szacunku dla bohatera. Dziś liczy się artystyczny efekt, a dokumentaliści chętnie sięgają po narzędzia zarezerwowane dotąd dla twórców filmów fabularnych.