Film opowiada o trzech braciach u progu przełomowych życiowych zmian, do których nie dojrzeli. Najmłodszy Louis (Nicolas Bedos) jest człowiekiem sukcesu, z posadą w Brukseli, przez którą odsuwa się od pięknej narzeczonej Julie (Elodie Fregé). Choć ich ślubu domagają się rodzice, mężczyzna ma wątpliwości, a podsyca je zjawiskowa Belgijka, Mathilde (Irene Jacob). Z kolei Antoine (Laurent Lafitte) jest sfrustrowanym, zakompleksionym intelektualistą, który po dziesięcioletnim związku z Adarem (Bruno Putzulu) wciąż nie jest pewien czy go kocha. Dlatego przeraża go pomysł wspólnego kupna domu. Najstarszy, poczciwy Gerard (Benjamin Biolay) nie może się pogodzić, że jego ukochana żona żąda rozwodu.

Twórcy bardzo starali się, by ich film był subtelny i to – niestety – widać. Komizm jest czasem hermetyczny, nazbyt francuski, a chwilami po prostu mało błyskotliwy. Jak w scenie, kiedy Antoine i jego koleżanka z pracy (współautorka scenariusza Agnes Jaoui), odwiedzają włoską restaurację prowadzoną przez... Turków, którzy o kuchni kraju Felliniego wiedzą jeszcze mniej od gości.

Trudno się też przejmować losami rozkapryszonych bohaterów, którym niczego, poza umiarem w romansowaniu nie brakuje. Hedonistyczne parcie do szczęścia, choćby kosztem najbliższych, niepotrzebnie powiększa dystans dzielący ich od widzów. Skoro akcja, oparta na dialogach, rozwija się powoli, a losy postaci nie wciągają, nic dziwnego, że seans niemiłosiernie się dłuży.

A szkoda, bo film poza wspomnianymi słabościami ma również mocne atuty. Największym z nich jest Laurent Lafitte, którego gra potrafi poruszyć, co nie udaje się nikomu z aktorskiej ekipy. Komizmu broni brawurowa Agnčs Jaoui, godny odnotowania jest też udział znanej z filmów Kieślowskiego Irene Jacob, choć tu została obsadzona w roli ozdoby.

Nieźle sytuowani, zagubieni bohaterowie i gorzki, podszyty niespełnieniem humor dialogów to za mało, by porównać styl Brice'a Cauvina do osiągnięć twórcy „Manhattanu". Choć inspiracje są widoczne, twórcy brakuje błyskotliwości Woody'ego Allena. Wymieszanie różnych smaków wychodzi reżyserowi mniej więcej tak, jak potrawa wspomnianym Turkom. Mdła, źle przyprawiona pasta.