Syreny tańczące w PRL

„Córki dancingu" to nowa jakość w polskim kinie. Dowód, że pojawiają się w nim twórcy niebojący się ryzyka.

Aktualizacja: 22.12.2015 20:49 Publikacja: 22.12.2015 17:26

Z wody wypływają dwie dziewczyny. Ładne. Na pozór zwyczajne. Ale wystarczy polać je wodą, by ich nogi przekształciły się w pokryty łuskami ogon, zamieniając je w syrenki.

Obie trafiają do klubu, który właściciel lub kierownik nazywa „lokalem nocnym z napojami alkoholowymi i tańcem". Czyli w sam środek socjalistycznego, „światowego" życia lat 80. Restauracja Adria, wódka, dancing, panienki prężące się na scence, zespół Figi i Daktyle, gwiazda muzyki w stylu disco polo.

Siedem lat temu Agnieszka Smoczyńska pokazała 30-minutowy film „Aria Diva". Jego bohaterka, młoda kobieta, choć skończyła dwa fakultety, zdecydowała się poświęcić pracę zawodową dla domu. Dla męża lekarza i dwóch małych synów. Jest szczęśliwa. Jednak spotkanie z sąsiadką, divą operową, samodzielną, wolną kobietą, zmieni jej nastawienie do życia. Ożywi uśpione marzenia. To był film o przebudzeniu w środku życia. Teraz Smoczyńska proponuje opowieść o początku drogi.

– Robert Bolesto, z którym współpracowaliśmy przy moich krótkich filmach, wpadł na pomysł, żeby zrobić fabułę o dwóch dziewczynkach dorastających w świecie dancingów. Mnie się oczywiście ten pomysł od razu spodobał, bo moja mama prowadziła knajpy dancingowe i jako dziecko wychowywałam się na zapleczu takich lokali – powiedziała Smoczyńska podczas konferencji prasowej na festiwalu w Gdyni, gdzie jej film został uznany za najlepszy debiut roku.

Ponad gatunkami

„Córki dancingu" są więc w pewnym sensie powrotem do jej własnego dzieciństwa. Nie ma tu jednak sentymentalizmu, jaki często towarzyszy podobnym wspomnieniom. To film bardzo współczesny, wykorzystujący bardzo różne konwencje.

Agnieszka Smoczyńska bardzo sprawnie łączy bajkę z musicalem i horrorem, dramat psychologiczny z socjologiczną obserwacją. A jednocześnie „Córki dancingu" to obrazek dawnego świata, który mimo ponurych wnętrz i stylizacji na lata 80. został całkowicie wyprany z polityki i wydaje się bardzo aktualny.

To także wybuchowa mieszanka muzyczna: od „Ona tańczy dla mnie" przez brawurowo wykonany przez Kingę Preis przebój Donny Summer „I Feel I Love" aż do piosenek sióstr Wrońskich, które choć są nowym objawieniem polskiej sceny muzycznej, to nie ukrywają, że właśnie lata 70. i 80., dancingi tamtej epoki, stanowią dla ich artystyczną inspirację.

Można też spojrzeć na „Córki dancingu" jak na ponadczasową opowieść o dojrzewaniu, odkrywaniu własnej kobiecości. I o miłości. Trzeba mieć dużo odwagi, by taką mieszankę zrobić, oraz dużo talentu, by przy niej nie polec.

Smoczyńska nie poległa. W realia kiczowatego peerelowskiego lokalu z powodzeniem wpisała współczesne rekwizyty i postacie. Dwie syreny – wchodzące w życie nastolatki – mają w sobie tyle samo naiwności co krwiożerczości. A świat wcale nie stosuje wobec nich taryfy ulgowej, jaką powinien mieć dla debiutantek. Jest gotowy wykorzystać je, wyżąć jak cytryny i wyrzucić na śmietnik.

Pod barwną powłoką kryje się tu dużo okrucieństwa. Fizycznego i psychicznego. Reżyserka przyznaje zresztą, że inspiracją były dla niej niezwykłe obrazy Aleksandry Waliszewskiej (niemal rówieśniczki Agnieszki Smoczyńskiej), pełne krwi, ale agresję i brutalność łączące z delikatnością.

Delikatność? No właśnie. Są sceny, które zostają w człowieku na zawsze. Z „Córek dancingu" zapamiętam chwilę, gdy Srebrna tańczy ze swoją wielką miłością: z chłopakiem, który ją zdradził, rzucił, potwornie zawiódł. I ma do wyboru: albo zemsta i życie, albo czysta miłość i rozpłynięcie się w niebycie. Jakże pięknie i delikatnie zagrała tę scenę młoda aktorka Marta Mazurek.

Ten film nie do każdego oczywiście przemówi. Sama miałam z nim pewien problem. Początkowo niepokoił mnie, obejrzałam go jednak po raz drugi i wówczas wciągnął mnie w swój surrealistyczny świat.

Liczy się osobowość

To fantastyczne, że w polskim kinie zaczynają się pojawiać odważni artyści, niebojący się ryzyka. Takie debiuty – zakręcone, pełne fantazji, realizowane bez asekuranctwa, cieszą, bo zapowiadają ciekawe twórcze osobowości.

W ostatnich latach porywający debiut „Polskie gówno" zaprezentował Grzegorz Jankowski wspierany przez Tymona Tymańskiego.

Z kolei podczas tegorocznego festiwalu w Wenecji pierwszy długometrażowy film pokazał Kuba Czekaj. Jego „Baby Bump", który na polskie ekrany wejdzie w styczniu 2016 roku, podobnie jak „Córki dancingu" opowiada o dojrzewaniu. „Baby Bump" też jest dowodem ogromnej wyobraźni jego twórcy. I dobrze. Każda osobowość z własnym charakterem pisma jest w kinie niesłychanie cenna.

Film
Nie żyje Loretta Swit, major "Gorące Wargi" z serialu "M*A*S*H"
Materiał Promocyjny
BIO_REACTION 2025
Film
Cannes 2025: Złota Palma dla irańskiego dysydenta
Film
Krakowski Festiwal Filmowy będzie w tym roku pełen hitów
Film
Festiwal w Cannes i zaskakujące opowieści o rodzinie
Materiał Promocyjny
Edycja marzeń, czyli realme inspirowany Formułą 1
Patronat Rzeczpospolitej
Największe kino plenerowe w Polsce powraca!