Agflacja i petroflacja to modne obecnie neologizmy na określenie sytuacji w gospodarce światowej. Jeśli w latach 1974 – 2005 ceny światowe żywności spadły o ok. 3/4 w wyrażeniu realnym, to po roku 2005 wzrosły o tę samą wartość. Międzynarodowy Instytut Badań nad Polityką Żywnościową (IFPRI) szacuje, że wysokie ceny żywności utrzymają się przez okres następnej dekady, a ceny zbóż wzrosną o 10 – 20 proc. do 2015 r. W Polsce w okresie I – III kw. br. ceny skupu pszenicy i żyta wzrosły o ok. 60 proc., a październikowe ceny żywności były o 6,6 proc. wyższe niż rok temu.
Na dynamikę cen zbóż i mięsa złożyły się również wysokie ceny ropy, które niedawno testowały poziom cen z 1979 r. (po rewolucji irańskiej), tj. ok. 100 – 110 dolarów za baryłkę ropy dziś. Nadto rynek paliw ocenia, że niestabilna sytuacja na Bliskim Wschodzie może wynieść ceny ropy ponad ten rekord. W Polsce, pomimo silnego złotego, cena hurtowa benzyny i tak wzrosła w ciągu roku o ponad 15 proc. (w dolarach o ok. 41 proc.).W takiej trudnej dlań sytuacji NBP musi zadbać o to, by wyższa dynamika cen nie przerodziła się w trwałą inflację wskutek żądań płacowych lub zakotwiczenia oczekiwań cenowych na wyższym poziomie. Jednocześnie stoi przed dylematem spowolnienia wzrostu.
Chociaż obecnej sytuacji gospodarczej w Polsce nie można przyrównać do stagflacji, to w warunkach obniżenia dynamiki wzrostu i szybko rosnących cen nasuwają się pewne analogie. W latach 70. i 80., gdy gospodarka światowa walczyła z cenami ropy, polityka gospodarcza zalecała wchłonięcie szoku podażowego poprzez wyższy poziom cen. Ale pozostawał problem uporania się z efektami drugiej rundy i rozkręceniem spirali płacowo-cenowej, co wymuszało podwyżkę kosztu kredytu.
W podobnej sytuacji jest obecnie NBP. Wysokie tempo wzrostu cen (listopad – 3,5 proc.), funduszu wynagrodzeń (styczeń – wrzesień – 12,5 proc.) i dwucyfrowy wzrost podaży pieniądza (M3 – 13,7 proc.) nie pozwalają dłużej na politykę łatwego złotego. Rynki finansowe i obligacji wliczyły już część kolejnych podwyżek ceny kredytu, dostrzegając większą groźbę inflacji niż niższej dynamiki PKB. Ponadto październikowe badania IPSOS wskazują na wyraźny wzrost oczekiwań inflacyjnych w społeczeństwie. W takich warunkach polityka pieniężna nie jest właściwym instrumentem do podtrzymywania koniunktury.
Jest prawie pewne, że RPP będzie nastawiona w kolejnych miesiącach na skuteczną walkę z inflacją, pozostawiając rządowi wypełnienie roli animatora wzrostu gospodarczego. Paradoksalnie wraz ze wzrostem cen żywności i ropy pojawiła się dobra okazja do osiągnięcia tego celu poprzez dalsze obniżanie klina podatkowego i zwiększanie wydajności.