Wydawało się, że po wizycie żon górników w Warszawie i zwołaniu Wojewódzkiej Komisji Dialogu Społecznego (dzięki której na początku stycznia porozumienie płacowe osiągnęła Kompania Węglowa) trwający ponad miesiąc strajk się zakończy. Dobre chęci sygnalizowały obie strony – ale na deklaracjach się skończyło.
– Zarząd JSW zaproponował nam to co we wrześniu 2007 r., to co dwa razy odrzucano w referendum, czyli zwiększenie dniówki o 5 zł, a my żądamy wzrostu o 10 – 12 zł – mówi Krzysztof Łabądź z Sierpnia ‘80 (jeden z czterech związków prowadzących protest, pięć innych go nie popiera). – Wracamy na kopalnię i aż się boję, co będzie, jak załoga usłyszy, jak wyglądały rozmowy.
– Możliwości dialogu się wyczerpały, zaoferowaliśmy maksimum zgodne z zasadami ekonomii, uczciwe wobec innych pracowników spółki – uważa Jarosław Zagórowski, prezes JSW.
Prof. Wiesław Blaschke z PAN zauważył, że jeśli strajk szybko się nie skończy, to Budryk zbankrutuje, co pogorszy sytuację finansową JSW. – A to będzie okazja do przejęcia kopalni za bezcen. Strajkujący muszą pamiętać, że nowy właściciel może zmniejszyć zatrudnienie i płace – mówi prof. Blaschke.
Doba strajku w Budryku to 2,5 mln zł utraty przychodów – do dziś to już ponad 50 mln zł. Pod ziemią strajkuje ok. 160 osób, z czego 13 prowadzi głodówkę. Ok. 300 okupuje kopalnię na powierzchni.