Rz: Czy sytuacja na giełdzie, nie tylko polskiej, sprawiła, że klienci bombardują was pytaniami, co mają robić?
Dariusz Kazalski: Odbieramy znacznie więcej telefonów, a do naszych oddziałów przychodzi wielu klientów. Część z nich decyduje się umorzyć jednostki. Trzeba przyznać, że klienci, którzy mają oszczędności w funduszach zagranicznych, są spokojniejsi niż ci, którzy ulokowali je w polskich funduszach, szczególnie akcyjnych.
Co doradzacie klientom?
Bardzo dobre wyniki inwestycji w akcje w ciągu ostatnich czterech lat sprawiły, że wiele osób zapomniało o ryzyku, czyli o groźbie utraty części zainwestowanych środków. Klienci kupujący akcje czy jednostki funduszy akcyjnych twierdzili, że akceptują związane z nimi ryzyko. Dziś okazuje się, że nierzadko były to deklaracje bez pokrycia.Są dwa sposoby reagowania w sytuacjach podobnych do obecnej. Pierwszy to przeczekanie okresu spadku kursów albo wręcz dokupienie jednostek funduszy, żeby uśrednić cenę zakupu i tym samym zniwelować stratę. Druga metoda, którą powinny rozważyć osoby nieakceptujące wysokiego ryzyka, to wyjście z inwestycji w fundusze powiązane z rynkiem akcji i przeniesienie pieniędzy na przykład do banku. Oprocentowanie lokat jest teraz relatywnie wysokie, mimo to należy pamiętać, że odrobienie np. 30-proc. straty może zająć nawet kilka lat.
Czy zniechęcacie klientów do wycofywania się z funduszy akcyjnych?