Książka amerykańskiego ekonomisty Williama Easterly’go „Brzemię białego człowieka” krytykuje jednak takie przedsięwzięcia, podobnie jak zobowiązania podejmowane przez polityków na rzecz zmniejszenia biedy na świecie (Milenijne Cele Rozwoju). Nikt nie rozlicza bowiem polityków ze złożonych deklaracji pomocowych. Dostaje się również Międzynarodowemu Funduszowi Walutowemu za to, że kraje, które znajdowały się pod jego opieką, często rozwijają się najwolniej. Były ekonomista Banku Światowego umieszcza wśród nich również Polskę. Easterly często sięga po statystyki makroekonomiczne. Pokazuje, że Zachód (do którego zalicza USA i kraje zachodniej Europy) wydał przez ostatnich 50 lat 2,3 biliona dolarów na zagraniczną pomoc, a mimo to nie przyczynił się do zmniejszenia biedy na świecie.
Książka pisana jest z amerykańskiej perspektywy, co dla europejskiego czytelnika może okazać się sporą wadą. Jej autor atakuje rządy i instytucje międzynarodowe, niewiele miejsca poświęcając działaniom konkretnych organizacji pomocowych, którym przekazujemy pieniądze. Ani razu nie wymienia słynnego brytyjskiego Oxfamu czy ruchu konsumenckiego Fairtrade, którego kawę czy czekoladę można już kupić w Polsce. William Easterly bynajmniej jednak nie namawia do zaniechania pomocy dla biednych. Każe się zastanowić, czy mamy pewność, że faktycznie do nich dociera.
Warto sięgnąć po tę książkę, gdyż otwiera oczy na sprawy, które dotyczą również Polaków. Jako mieszkańcy Unii Europejskiej też pomagamy biedniejszym krajom.
W 2007 roku z budżetu naszego państwa przekazanych zostało ponad 240 milionów euro na Oficjalną Pomoc Rozwojową (ODA). Organizacje pozarządowe biją jednak na alarm w związku z jakością tej pomocy. Majowy raport konfederacji Concord (zrzesza ponad 1,5 tysiąca europejskich organizacji humanitarnych i rozwojowych) ocenia polską pomoc jako nieprzewidywalną, mało przejrzystą i taką, która nie dba o efekty swoich działań.