Przez ostatnie dni akcje na światowych rynkach spadały na łeb, na szyję. Równie szybko topniało zaufanie inwestorów i zwykłych zjadaczy chleba do banków oraz firm ubezpieczeniowych.
Dlatego wczoraj sześć światowych banków centralnych wpompowało w światowy system finansowy kolejne 200 mld dol. Te wirtualne pieniądze to oferta pożyczek dla banków komercyjnych. Same nie miały skąd czerpać funduszy, bo nikt już nie chce nikomu pożyczać tak astronomicznych kwot, obawiając się bankructwa dłużnika.
Zabiegi te nieznacznie poprawiły nastroje na europejskich rynkach akcji. Giełdy przez większość dnia były na plusie (np. WIG20 zyskał 1,1 proc.). Atmosfera jednak wciąż jest bardzo napięta i sesje zakończyły się na małych minusach.
ponad 2 bln dol. zaangażowano dotąd do walki z kryzysem. To głównie pożyczki banków centralnych
Wyjątkiem była giełda nowojorska, na której zapanowała wczoraj chwilowa, zaskakująca euforia. Pojawiły się bowiem nieoficjalne informacje, że amerykański sekretarz skarbu Henry Paulson rozważa stworzenie agencji, która przejęłaby „złe długi” od banków. Taki plan został już przetestowany w USA w latach 80., podczas kryzysu kas oszczędnościowo-pożyczkowych. Dow Jones zyskał wczoraj 3,9 proc., a indeks S&P – 4,3 proc. – Rynki wiedzą, że banki centralne nie rozwiążą kryzysu za pomocą magicznej różdżki. Ale każda próba ratowania sytuacji jest odbierana z radością – mówi „Rz” Filip Krzewski z funduszu Vienna Capital Partners.Pozostaje otwarte pytanie, jak będzie wyglądać światowy system finansowy po kryzysie. Wszystko wskazuje na to, że państwa zdecydują się na zaostrzenie regulacji i ograniczenie kredytowego szaleństwa. Już teraz w pośpiechu wprowadza się pewne restrykcje, np. w sprawie tzw. krótkiej sprzedaży akcji na amerykańskiej i brytyjskiej giełdzie (umożliwiają one zarabianie na spadkach).