– Teraz wszyscy patrzą na kryzys gazowy, a niebawem mogą zobaczyć kryzys energetyczny. Może zabraknąć węgla dla elektrowni, bo kopalnie nie będą pracować – mówi Bogusław Ziętek, szef radykalnego związku Sierpień '80, który jako pierwszy wezwał zarządy spółek węglowych do negocjacji płacowych. – Jeśli do końca tygodnia nie będzie propozycji rozmów, wszczynamy spory zbiorowe.
Tymczasem pracodawcy o podwyżkach nie chcą mówić. Np. Jastrzębska Spółka Węglowa ogłosiła wczoraj plan kryzysowy – wynagrodzenia w 2009 r. mają pozostać na poziomie ubiegłorocznym, bo spółka ma coraz większe problemy ze sprzedażą węgla koksującego. Gospodarka zwalnia, więc polskie huty potrzebują go mniej.
Niektóre związki jednak nie przyjmują tych argumentów. – Politycy twierdzą, że kryzys nas omija. Obawiam się, iż zarządy będą się starały wykorzystać atmosferę kryzysu do uniknięcia podwyżek – mówi Józef Czyczerski, szef „S” w KGHM. Najbardziej roszczeniowe związki w górnictwie chcą podwyżek nawet o 14 proc., czyli tyle, ile średnio w ubiegłym roku wzrosły płace w tej branży. Gdyby spełnić te żądania, to np. w samym górnictwie węgla kamiennego, zatrudniającym ok. 100 tys. ludzi, potrzeba ok. 800 mln zł. Realizacja roszczeń związkowców w grupie Lotos kosztowałaby ok. 5 mln zł, a w KGHM Polska Miedź – ok. 150 mln zł.
[wyimek]800 mln zł mogłoby kosztować koncerny węglowe spełnienie żądań górniczych związków[/wyimek]
W największej firmie gazowniczej – PGNiG – rozmowy rozpoczną się w lutym. Ale szef jednego ze związków Dariusz Matuszewski już zapowiada, że załoga liczy na podwyżkę podobną do tej w 2008 r. – 11 proc.