W Polsce trudno byłoby zrobić listę najbardziej wpływowych kobiet biznesu, na której – tak jak w USA – znalazłyby się szefowe największych spółek giełdowych czy czołowych firm z Listy 500. Powód jest prosty– żadną z tych firm nie kieruje kobieta. Jak wynika z analizy „Rz”, w zarządach spółek tworzących WIG20 są tylko dwie panie, a wśród przedstawicieli WIG40 kobiet jest 14. Czyli łącznie 16 na ponad 200 menedżerów. Podobnie (choć o jedną kobietę więcej) było przed rokiem.
Choć head-hunterzy twierdzą, że pracodawcy raczej nie mają już wątpliwości, czy kobieta jest odpowiednim kandydatem do zarządu, to jednak pań na szczytach biznesowej władzy nie przybywa. Również dlatego, że rzadziej startują w konkursach do zarządów.
W niedawnym konkursie na stanowisko szefa PKO BP wśród kilkunastu kandydatów nie było żadnej kobiety, a o fotel wiceprezesa wśród ponad 20 konkurentów była tylko jedna.
– Kobiety są fantastycznymi menedżerami i pracownikami. W restrukturyzacji firm często są nieporównanie lepsze od panów i przewyższają ich efektywnością, ale świat biznesu jest zdominowany przez mężczyzn – mówi Karina Wścibiak-Hankó, prezes Alchemii, największej wśród spółek WIG80 kierowanych przez kobiety. Mając 31 lat, jest ona też jedną z najmłodszych menedżerek na warszawskiej giełdzie. I przez większość swej kariery pracowała w „męskich” branżach.
Z męską przewagą musi się też pogodzić większość pań w zarządach spółek z WIG20 i WIG40 – z reguły są jedynymi kobietami w kilkuosobowym menedżmencie firmy. Jedynie w ING Banku Śląskim wśród siedmiu członków zarządu są dwie wiceprezeski.