Rada Ministrów zapoznała się z polsko-rosyjskim porozumieniem w tzw. trybie obiegowym. Jednak by negocjowane od wiosny 2009 r. porozumienie weszło w życie, powinno do dziś zyskać także akceptację rady nadzorczej PGNiG. Tymczasem jej członkowie zakończyli wczoraj obrady po ośmiu godzinach dyskusji – nie wiadomo jednak z jakim efektem.
Na porozumienie składa się kilka dokumentów – m.in. zmodyfikowane umowy na dostawy gazu rosyjskiego do Polski oraz na tranzyt rosyjskiego surowca przez nasz kraj.
Obie wzbudzają sporo kontrowersji. Strona rządowa i szefowie PGNiG bronią uzgodnień, zapewniając, że wydłużenie o 15 lat (do 2037 r.) wieloletniego kontraktu i zwiększenie dostaw (z 8 mld m sześc. do 10,3 mld m sześc. rocznie) nie tylko nie stanowi zagrożenia dla bilansu gazowego, ale poprawia bezpieczeństwo zaopatrzenia.
Przeciwnicy argumentują, że gazu rosyjskiego w Polsce będzie po 2014 r., czyli wybudowaniu gazoportu, za dużo i spowoduje ograniczenie jego działalności.
Wątpliwości dotyczą także kwestii związanej z tranzytem. Choć Gazprom zobowiązał się do przesyłania swojego surowca polskim odcinkiem rurociągu jamalskiego o 25 lat dłużej niż w dotychczasowej umowie (czyli do 2045 r.), to w zamian będzie płacić niskie opłaty przesyłowe. EuRoPol Gaz odpowiedzialny za gazociąg jamalski w Polsce, dla którego opłaty to główne źródło przychodów, ma działać z minimalnym zyskiem. Poza tym spółka ta ma zrezygnować z zaległych należności za tranzyt gazu w latach 2006 – 2008, jakie obciążają Gazprom. Rosjanie nie zapłacą tych kwot (min. 80 mln dol.), a w zamian PGNiG uzyska upust przy zakupie gazu.