Zadyszka na warszawskim parkiecie to odzwierciedlenie podobnych nastrojów na rynkach zagranicznych. Giełdy azjatyckie nie chciały dziś ani wyraźnie iść w górę, ani też w dół. Z jednej strony inwestorów do zakupów zachęcały bardzo dobre dane o wzroście gospodarczym w Indiach (roczny wzrost PKB w I kw. przyśpieszył do 8,6 proc.). Z drugiej strony tak dobre dane od razu wywołują spekulacje na temat zaostrzania polityki pieniężnej, nie tylko w Indiach, ale ogólnie na rynkach wschodzących. Do tego doszły niepokojące doniesienia o rozpadzie kolacji rządowej w Japonii. W tle natomiast rozgrywa się ciągle dramat w postaci kryzysu fiskalnego w strefie euro. Słychać jeszcze echa piątkowej obniżki ratingu Hiszpanii przez agencję Fitch.

Niezdecydowanie udzieliło się też inwestorom w Europie Zachodniej, gdzie indeksy otworzyły się w okolicach piątkowego zamknięcia. Większych zmian nie odnotowano też na rynkach walutowych i surowców.

Z technicznego punktu widzenia zadyszka na polskim parkiecie jest o tyle zrozumiała, że ubiegło tygodniowa fala zwyżkowa w błyskawicznym tempie nie tylko oddaliła groźbę ataku WIG20 na lutowy dołek (2173 pkt), ale doprowadziła też do zniwelowania prawie połowy strat z korekty spadkowej rozpoczętej w połowie kwietnia. Jeśli najbliższe dni nie przyniosą ponownie drastycznego pogorszenia nastrojów, to po „złapaniu oddechu” kursy akcji będą miały szansę na kontynuowanie ruchu w górę.