Analizując postęp inwestycji kolejowych i wykorzystanie środków unijnych, można mieć obawy, czy kolej jest przygotowana do ich wydania. Plany mówiły o wydaniu w 2010 r. 5,8 mld zł. Korekta mówi o 3,8 mld. Większość wykonawców robót uważa, że 2,5 mld zł będzie obecnie sukcesem, gdyż po I półroczu wykonanie planu inwestycji sięga około 700 mln zł.
Ostra zima, potem powódź nieco usprawiedliwiają wolne tempo inwestycji, ale nie są to główne przyczyny. O problemach kolei i zagrożeniach dla 4,8 mld euro z Programu Operacyjnego „Infrastruktura i środowisko” dla kolejnictwa mówiła zresztą już wcześniej minister rozwoju Elżbieta Bieńkowska. Trudno jest kolejarzom realizować prace przy niechęci mediów i polityków oraz silnym lobby drogowym. Sami się jednak podkładają. Znany jest ich pogląd, że dużo inwestycji to problem z płynnością finansową. Straszak odebrania euro musi więc działać.
[srodtytul]*[/srodtytul]
Rząd nie rozpieszcza spółki PKP PLK, która zarządza siecią kolejową i prowadzi inwestycje. Ograniczanie pieniędzy na utrzymanie torów i środków czy gwarancji na wkład własny do inwestycji współfinansowanych ze środków UE będzie zmniejszać ich zakres i prowadzić do pogarszania stanu reszty infrastruktury. Sejm zabrał z Funduszu Kolejowego 2,35 mld zł na spłatę części długu PKP. Nikt się nie zająknął, że PKP miały to robić, sprzedając nieruchomości i prywatyzując. Ograniczenia środków dla PLK można odczytać jako wątpliwość, czy spółka jest w stanie właściwie je zagospodarować.
PLK potrzebuje restrukturyzacji. Spółka zatrudniająca 40 tys. osób jako jedyna w grupie PKP nie rozpoczęła restrukturyzacji i poszukiwania oszczędności. To wina ministra infrastruktury, który, inaczej niż w przypadku programu naprawczego PKP Cargo, nie roztoczył nad zmianami parasola ochronnego, obawiając się protestów związków. Gdy się pojawiły, w imię spokoju społecznego zaniechano części zmian.