Walka o władzę w firmie

Mężczyźni uderzają wprost. Kobiety o władzę walczą pod płaszczykiem życzliwości. O podkopywaniu konkurencji i innych technikach starań o status w firmie opowiada prof. Eugenia Mandal w rozmowie z Moniką Janusz-Lorkowską

Publikacja: 06.05.2011 04:08

Walka o władzę w firmie

Foto: FPM

Rz: Walka o władzę w miejscu pracy, w korporacjach, z pewnością istnieje takie zjawisko.

Prof. Eugenia Mandal: Oczywiście.

W jaki sposób ta walka się objawia?

Próby dominowania, czyli zaznaczania: jestem silny, jestem lepszy, jestem kompetentny, ujawniają się na wiele sposobów. Może to polegać na eksponowaniu własnej osoby, fachowo nazywa się to „autoprezentacja pozytywna" i na eksponowaniu różnych koneksji – kogo znam, kto mnie poleca i rekomenduje. Z drugiej strony jest to deprecjonowanie potencjalnych rywali – podkopywanie konkurencji. Oczywiście walka może być mniej lub bardziej ostra i bezpardonowa. Polega też na tworzeniu koalicji, grup osób współpracujących ze sobą, wzajemnie się popierających na zasadzie „razem ich wykończymy" albo „dokopiemy Jankowi". Możemy mieć tu do czynienia z podkpiwaniem z kolegi, wyśmiewaniem się z niego na różnych płaszczyznach.

Na przykład?

Gdy nie możemy zarzucić rywalowi niekompetencji, to będziemy czynić uwagi na temat tego, na przykład, że źle się ubiera albo nie mówi poprawną polszczyzną, albo ma luki w pewnych dziedzinach wiedzy, niekoniecznie potrzebnych w pracy, ale czemu tego nie wytknąć, jeśli nadarzy się okazja? Z kolei gdy mowa o zaletach i talentach rywala, pomniejsza się je, bagatelizuje. Skrajnymi metodami walki, ale spotykanymi w miejscach pracy, jest donoszenie, ukrywanie czyjegoś projektu bądź pomysłu albo pokazywanie go szefowi, gdy jest już za późno na jego realizację. Ogromną przewagą nad innymi jest dostęp do informacji. Nie na darmo się mówi, że „kto ma informację, ten ma władzę". O czymś można przecież rywala nie poinformować, prawda? Na przykład o ważnym zebraniu, spotkaniu, szkoleniu. Albo poinformować za późno.

Czy niektóre z tych działań rywalizacyjnych mogą odbywać się w sposób nieświadomy?

Raczej nie. Ale zachowania takie jak, na przykład, pozytywna autoprezentacja, mogą mieć charakter wyuczonych zachowań nawykowych.

A gdybyśmy mieli spojrzeć na zjawisko z punktu widzenia płci: kobiety i mężczyźni walczą o władzę tak samo?

Częściej w tych zachowaniach objawiają się różnice międzyosobowe niż międzypłciowe. Ale oczywiście w psychologii mówi się też o tych drugich. Odnotowano, że panowie lubią w walce o władzę stosować tzw. metody twarde, kobiety preferują metody miękkie.

To znaczy?

Mężczyźni walczą w jawny sposób, wyśmiewają się wprost, krytykują wprost, bagatelizują wprost, stosują wszelkie strategie niedoceniania. Na forum podczas zebrania jawnie, otwarcie i przy wszystkich. Ma to dużą siłę rażenia, ale też daje możliwość obrony. Miękkie metody walki kojarzone z kobietami to działania pod płaszczykiem życzliwości, troski o dobro innych ludzi. Podkopujące konkurencję.

Jak?

Na przykład koleżanka nie poinformuje drugiej koleżanki o nieformalnym spotkaniu, w trakcie którego podejmowane są ważne decyzje. Robi to z „troski" o nią. Argumentuje potem to w sposób: „wiem, że masz małe dzieci i mało czasu", albo „źle się czułaś ostatnio, nie chciałam zawracać ci głowy, bo to było nieobowiązkowe zebranie". Lub manipuluje informacją o możliwości awansu, szkolenia, nie udzielając jej, a potem udaje zdziwienie: „myślałam, że wiedziałaś o tym spotkaniu, przypuszczałam, że e-maile doszły do wszystkich, sprawdź, może masz zapchaną skrzynkę".

Na czym polegają męskie strategie niedoceniania?

Są to – ogólnie mówiąc – strategie siłowe. Często jest to naciskanie, wymuszanie akceptacji dla pewnych pomysłów, sposobów ich realizacji i warunków pracy pod groźbą szantażu: albo się dostosujesz, albo stracisz tę pracę, nie będę cię popierać. Badania pokazują, że mężczyźni stosują te twarde strategie wobec innych mężczyzn, ale nierzadko i wobec kobiet. Z kobietami rywalizują też inaczej, np. stosując strategie uwodzenia. Wykorzystywanie relacji damsko-męskich wbrew powszechnej opinii bardziej służy w karierze mężczyźnie niż kobiecie. Uwodzący kobietę w pracy mężczyzna zyskuje w oczach innych jako atrakcyjny, kobieta – nierzadko traci dobrą opinię. Poza tym czynienie uwag typu: „no tak, jest profesjonalna, a do tego ładna" – kieruje uwagę otoczenia na te jej cechy, które nie są związane z kompetencjami i są mniej istotne w pracy.

Przytaczała pani w jednej ze swych publikacji badania mówiące o tym, że kobieta na tym samym stanowisku co mężczyzna musi często wykazywać się lepszymi kompetencjami i częściej niż on musi o tych kompetencjach przypominać i je udowadniać.

Faktycznie wskazują na to statystyki i badania. Na taką sytuację wpływa wiele czynników. Między innymi zjawisko „spillover effect" – efekt uboczny, rozlewanie się przestrzeni prywatnej, rodzinnej na sferę pracy, na przestrzeń publiczną. Powoduje to, że zawodowa rola kobiety jest postrzegana podobnie jak jej domowa rola – rola żony, matki, przyjaciółki, opiekunki. Jest to tak głęboko zakorzenione społecznie, że gdy w pracy pada prośba o przyniesienie herbaty i na podorędziu jest dwoje stażystów, dziewczyna i chłopak, w 90 procentach przypadków po napój wyśle się stażystkę. Albo gdy w pracy trzeba zorganizować spotkanie, przyjęcie, zatroszczyć się o gości – zadania te przypadają kobiecie. Mężczyznom zaś dostają się te zadania, które wymagają odwagi, odpowiedzialności za sukces. Gdy kobieta rwie się do takich zadań, musi udowadniać, że podoła.

Może więc w biznesie, tak jak chociażby w administracji unijnej, należałoby wprowadzić zasadę „sex balance", czyli parytety?

Czemu nie? Skoro postuluje się to w polityce, to czemu nie w korporacjach, w zarządach, na stanowiskach kierowniczych? Argumenty za tym są takie same. Na podstawie własnych obserwacji widzę, że środowisko naukowe zaczyna się do tego przychylać. Niedawno otrzymałam e-mail z Uniwersytetu w Bazylei, gdzie właśnie ogłasza się konkurs na stanowisko profesora z dziedziny psychologii społecznej. Podkreśla się w nim, że uczelnia w Bazylei zwraca baczną uwagę na równoważną liczbę kobiet i mężczyzn na wyższych uczelniach, więc kobiety są w tym przypadku szczególnie zachęcane do aplikowania.

Pisała pani w książce „Kobiecość, męskość. Popularne opinie a badania naukowe", że kobiety na ogół używają języka, który nie jest językiem władzy.

Ponieważ panie wykazują skłonność do osłabiania siły swojej wypowiedzi chociażby poprzez częste używanie trybu przypuszczającego typu „powiedziałabym, że", „proponowałabym, aby" itd. Zdania twierdzące niepotrzebnie kończą pytaniem: prawda? albo: czyż nie?. Uwielbiają też wyrażenia modalne i nadużywają ich, wtrącając często słówka takie, jak: trochę, właściwie, najprawdopodobniej, być może. Wydaje im się, że to jest język grzeczny, że są dobrze wychowane, skromne. Ale przecież „prawie czyni wielką różnicę". W biznesie język taki, pełen wątpliwości i pytań, sugeruje brak kompetencji i brak pewności siebie. Bo język władzy sugeruje swoje żądania i życzenia wprost. To tylko kobiety oczekują, że rozmówca sam je odgadnie. Poza tym pomniejszają własną wartość poprzez niepotrzebne przepraszanie, żarty na swój temat, tłumaczenie się. Także częściej, niż np. mężczyźni, milczą, częściej stawiają pytania i sygnalizują gotowość słuchania, zwracając uwagę na uczucia rozmówcy. Tymczasem osoby władcze lub rywalizujące czy dążące do dominacji skupiają się na reprezentowaniu w rozmowie głównie własnej osoby, przerywają innym, odpowiadają na pytania, które nie były do nich adresowane. Zaczynają mówić, gdy druga osoba nie zakończyła swojej wypowiedzi. Formułują swoje zdanie kategorycznie i zdecydowanie. Mówią przy tym dobitnie, głośno, patrząc w oczy słuchającego. Spuszczają zaś wzrok, gdy mają słuchać.

Te ostatnie już chyba jakieś niewerbalne sygnały władzy?

Tak, ale nie są one jedyne. Także ubiór i aranżowanie przestrzeni, odgrywają podczas rywalizacji czy też przy demonstrowaniu władzy niebagatelną rolę. Istnieje coś takiego jak dominacja wzrokowa, o czym zaczęłam już mówić. I przeprowadzono badania, które wyraźnie pokazały, że osoby posiadające władzę mają wyższy wskaźnik dominacji wzrokowej, czyli dłużej patrzą na rozmówcę podczas mówienia niż podczas słuchania. Poza tym rzadziej się uśmiechają. Osoby niemające władzy, o niskiej samoocenie, a także, niestety, kobiety, częściej się uśmiechają i częściej prezentują tzw. sztuczny uśmiech, czyli niezgodny z ich emocjami. Nie dotykają innych, bo dotykanie innych to też przywilej władzy. Za to dotykanie siebie samego, poprawianie włosów, ubrania, sugeruje podleganie władzy.

Osoby posiadające władzę w sytuacjach nieoficjalnych częściej nie kontrolują swojego zachowania. Na przykład łapczywie jedzą, i to nawet w miejscach publicznych. Albo wybuchają głośnym śmiechem. Osoby bez władzy kontrolują się. Zastanawiają się nad tym, jak siedzą, jak jedzą, czy aby na pewno elegancko. Czy dobrze wypadli. Mężczyźni częściej używają gestów związanych z władzą. Na przykład gestu „podniesionej wieżyczki", który sygnalizuje kompetencje.

Czy potwierdza się stereotyp, że kobiety manipulują mężczyznami w miejscu pracy, wykorzystując np. swoją atrakcyjność seksualną?

Ten stereotyp jest nieprawdziwy o tyle, że atut atrakcyjności seksualnej wykorzystują w równym stopniu kobiety i mężczyźni. W psychologii nazywa się to adonizacją. Polega ona na podkreślaniu własnej atrakcyjności poprzez przemyślaną autoprezentację. Przy czym stosują ją częściej osoby młode niż starsze. Starsze wiedzą już na ogół, że uwodzenie w pracy może  być przyczyną wielu kłopotów.

Co do manipulacyjnej strategii kobiet – najbardziej znane są dwie. Pierwsza na tzw. wampa, kiedy to za pomocą kobiecego ubioru, pewnej aury tajemnicy niedopowiedzenia, obietnicy wręcz manipuluje się mężczyznami.

Druga, nie dotarłam do konkretnych badań, ale chyba skuteczniejsza, to metoda na tzw. przyjaciółkę, kumpelę. Koleżanka pocieszycielka, pozornie antykobieca, może zdziałać wiele.

A co z ubiorem i przestrzenią?

Niestety, to ciągle ubiór męski jest oznaką siły, władzy i kompetencji. Dziś się śmiejemy, wspominając jak pierwsze kobiety na uniwersytetach przebierały się za mężczyzn. Teraz studentki nie muszą już tego robić. Ale kobiety w biznesie tak. Typowy strój kobiety mającej władzę to garsonka lub kostium, kubistyczne wręcz formy, zdecydowane kolory, wysokie obcasy lub szpilki, bo to kojarzy się ostro, stuka, i taką osobę widać i słychać. Miękkie, delikatne damskie obuwie, zwiewne kwieciste czy pastelowe sukienki do władzy nie przybliżają.

Co do przestrzeni. Im większa władza tym jej więcej – tym większe biuro, fotel koniecznie duży, obrotowy, skórzany. Jak przyjemnie jest się w nim okręcać podczas mówienia! Proszę zwrócić uwagę, jak traktuje się petenta w takim biurze. Dostaje przeważnie małe, twarde krzesło, na pewno nie fotel.

Przestrzeni kulturowo i społecznie więcej anektują mężczyźni. Już w przestrzeni prywatnej to oni na ogół posiadają swoje gabinet, fotel, samochód. Kobieta, jeśli ma samochód, to mniejszy, tańszy, w zabawnym kolorze. Poza domem jest podobnie. Kobiety nawet wybierają pozycje ciała, które zajmują mało przestrzeni, częściej ustępują miejsca w przejściu lub przechodzą na drugą stronę ulicy.

Wychodzi więc na to, że w walce o pozycję kobiety są ciągle na przegranej pozycji?

To zależy. Mamy bowiem rożne rodzaje władzy – instytucjonalną, ekonomiczną, grupową, polityczną i osobistą. I w zakresie tej ostatniej, rozumianej jako pewna indywidualna zdolność do współżycia z innymi i konsekwentna, pracowita realizacja własnych celów – to kobiety uzyskują przewagę nad mężczyznami. Coraz częściej są także niezależne finansowo, mają władzę nagradzania lub karania, władzę ekonomiczną. Uporem i pracowitością potrafią też pozyskać władzę eksperta, choć muszą ją częściej legitymizować.

Panuje też przekonanie, że kobiety posiadają większą władzę w przestrzeni prywatnej: w rodzinie, w bliskich związkach, a mniejszą w przestrzeni publicznej, bo jej zwyczajnie nie chcą, po prostu do niej nie dążą.

Sylwetka: Prof. Eugenia Mandal, psycholog Pracownik Instytutu Psychologii PAN, kierownik Katedry Psychologii Społecznej i Środowiskowej na Uniwersytecie Śląskim.

Jest autorką wielu badań z zakresu psychologii gender: kobiecości i męskości, stereotypów płci, psychologii różnic płciowych, a także zagadnień wpływu społecznego, władzy, autoprezentacji, atrakcyjności i mowy ciała. Współautorka dwóch raportów dotyczących kobiet i mężczyzn w Polsce dla Banku Światowego. Należy do: Polskiego Towarzystwa Psychologicznego, Polskiego Stowarzyszenia Psychologii Społecznej, European Association of Social Psychology, European Network on Conflict, Gender, and Violence oraz International Forum for Women.

Rz: Walka o władzę w miejscu pracy, w korporacjach, z pewnością istnieje takie zjawisko.

Prof. Eugenia Mandal: Oczywiście.

Pozostało 99% artykułu
Ekonomia
Gaz może efektywnie wspierać zmianę miksu energetycznego
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Ekonomia
Fundusze Europejskie kluczowe dla innowacyjnych firm
Ekonomia
Energetyka przyszłości wymaga długoterminowych planów
Ekonomia
Technologia zmieni oblicze banków, ale będą one potrzebne klientom
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Ekonomia
Czy Polska ma szansę postawić na nogi obronę Europy