Już rano euro w Warszawie kosztowało niespełna 4,11 zł. Frank szwajcarski wyceniany był na mniej niż 3,42 zł, a dolar poniżej 3,18 zł.

Kolejne godziny upłynęły pod znakiem dalszego umacniania się naszego pieniądza. Wydaje się, że inwestorzy uwzględnili już w cenach kolejną obniżkę stóp procentowych w naszym kraju.

Do rosnącego zainteresowania bardziej ryzykownymi aktywami przyczynił się też spodziewany konsensus polityków w sprawie przekazania kolejnej transzy pakietu pomocowego dla Grecji. A to na jakiś czas pozwoli zapomnieć o problemach finansowych tego państwa.

Późnym popołudniem za wspólną walutę w Warszawie płacono już niewiele ponad 4,09 zł, czyli prawie 0,5 proc. mniej niż w piątek. Frank kosztował 3,4 zł (przecena o 0,44 proc.), a dolar mniej niż 3,16 zł (spadek o prawie 0,4 proc.).

Na rynku długu inwestorzy zaczęli tydzień od agresywnych zakupów polskich obligacji. Dlatego oprocentowanie dziesięciolatek spadło do 4,17 proc., pięciolatek do 3,74 proc., a dwulatek do 3,58 proc.