Wtorek był drugim dniem z rzędu, gdy nasza waluta traciła na wartości. O ile jednak w poniedziałek przecena była nieduża i można ją było tłumaczyć korektą piątkowych wzrostów, o tyle wczorajsze spadki miały już uzasadnienie fundamentalne.
Pierwszym czynnikiem napędzającym wyprzedaż złotego był fatalny poranny raport finansowy TP za 2012 r., który przełożył się na 30-proc. spadek jej notowań. Część wycofanej z akcji gotówki była natychmiast zamieniana na obce waluty. Po południu na rynek trafiły informacje o znacznie gorszym niż oczekiwano bilansie płatniczym w grudniu. Saldo, zamiast –0,8 mld zł wyniosło –1,2 mld zł. W reakcji inwestorzy znowu przystąpili do zamykania pozycji w złotym.
W konsekwencji późnym popołudniem za euro płacono 4,18 zł, czyli 0,65 proc. więcej niż w poniedziałek. Frank szwajcarski podrożał o 0,55 proc., do 3,39 zł. Dolar amerykański, który na rynkach globalnych tracił do euro, podrożał u nas tylko o 0,3 proc. i znalazł się w połowie przedziału 3,10–3,11 zł.
Pogorszenie sentymentu zauważalne było też na rynku długu. Rentowność obligacji 10-letnich zbliżyła się na chwilę do 4,1 proc., czyli najwyższego poziomu od miesiąca. Dopiero przed zamknięciem obniżyła się do 4,06 proc. Dzień wcześniej wynosiła 4,05 proc.