Stanął w czwartek transport, w tym ateńskie metro i kolej, oraz promy między wyspami. Linia Aegean Airlines odwołała loty, nie działały służby na lotnisku. Zamknięte były wszystkie urzędy, nie działały służby komunalne i izby skarbowe. Państwowe szpitale przyjmowały jedynie ofiary wypadków. Zamknięte były szkoły i wyższe uczelnie, apteki i banki. W zamkniętych muzeach od stanowisk pracy odeszła nawet ochrona.
To pierwszy protest takich rozmiarów od czasu, kiedy w styczniu 2015 wybory wygrała lewicowa Syriza. Protestują ci sami ludzie, którzy głosowali we wrześniu za przyjęciem pakietu oszczędnościowego i utrzymaniem Syrizy przy władzy. Teraz zjednoczeni przez dwa związki zawodowe – sektora publicznego ADEDY i prywatnego GSEE – domagają się odejścia od porozumienia z wierzycielami i zaprzestania cięć wydatków.
Jak to zwykle w Grecji, demonstracje nie przebiegały w spokojnej atmosferze. Zapłonęły opony na placu Syntagma, a policja użyła gazu łzawiącego. Koktajle Mołotowa zniszczyły fasadę banku centralnego, gdzie akurat przebywała delegacja wierzycieli Grecji.
Związkowcy uznali, że premier Aleksis Cipras, który doszedł do władzy w styczniu, ich oszukał. Obiecywał zakończenie programów oszczędnościowych i poluzowanie wydatków. Teraz, zdaniem związkowców, robi to samo, co poprzednio rządząca Nowa Demokracja.
Cipras zmienił politykę, kiedy latem 2015 stanął w obliczu groźby wyjścia Grecji ze strefy euro. Musiał wówczas przystać na warunki stawiane przez Międzynarodowy Fundusz Walutowy, Komisję Europejską i Europejski Bank Centralny.