– Zasady działania polskich REIT powinny być bardzo rygorystyczne. Tylko w taki sposób możemy wspólnie chronić interes drobnych inwestorów. REINO Dywidenda Plus wprowadził takie kryteria, nie czekając na przepisy. Spółka będzie kupowała wyłącznie najlepsze, w pełni wynajęte nieruchomości komercyjne. Corocznie będziemy wypłacać inwestorom nie mniej niż 90 proc. zysku. Wszystko to jest zagwarantowane w statucie spółki – zapowiada Radosław Świątkowski, prezes REINO Dywidenda Plus.
...o stalowych nerwach
Rozważając inwestycję w REIT trzeba jednak pamiętać, że kupujemy akcje (ewentualnie certyfikaty inwestycyjne), których wycena może podlegać znacznym wahaniom. W latach 2007 – 2008 wartość akcji REIT notowanych na amerykańskiej giełdzie spadła średnio o 70 proc., choć cały czas wypłacały one dywidendę. Gdy ktoś chciał sprzedać posiadane udziały, musiał się liczyć z potężną stratą.
– REIT są bardzo różne. W USA są np. podmioty, które wypłacają z góry określoną dywidendę. Ale nie zgadzam się z porównywaniem ich do obligacji korporacyjnych. Wartość strumienia dochodów z czynszów może się zmieniać w czasie, a wraz z nią stopa zwrotu funduszu. Podobnie może się wahać wycena certyfikatów samego REIT, są one bowiem instrumentem notowanym na giełdzie. Certyfikaty REIT, w przeciwieństwie do obligacji, nie mają z góry określonej wartości ani terminu wykupu. Jednocześnie można się spodziewać, że – przynajmniej w Polsce – będą bardziej płynne niż obligacje korporacyjne. Będzie więc łatwiej wycofać oszczędności z REIT, sprzedając certyfikaty na giełdzie, niż wycofać się z inwestycji w obligacje korporacyjne, którym do wykupu zostało jeszcze sporo czasu – przestrzega Michał Szymański.
Jednostki funduszu czy mieszkanie na wynajem
Kupić mieszkanie czy zainwestować w fundusz nieruchomości? Udzielając odpowiedzi na takie pytanie trzeba uwzględnić kilka czynników. Pierwszym z nich jest wartość kapitału, którym dysponuje inwestor. – Kupno mieszkania na wynajem w mieście (np. w Łodzi, Radomiu, Częstochowie) to wydatek minimum 75 tys. zł. Inwestycja w fundusz nieruchomości to dzisiaj co najmniej 175 tys. zł (równowartość 40 tys. euro; jest to minimalna wpłata do funduszu inwestycyjnego zamkniętego aktywów niepublicznych FIZAN). Z kolei aby zainwestować w spółkę crowdfundingową taką jak Mzuri CFI 2, wystarczy 10 tys. zł – mówi Artur Kaźmierczak, prezes Mzuri Investments, firmy wyspecjalizowanej w zarządzaniu nieruchomościami oraz grupowym inwestowaniu w nieruchomości. Druga ważną sprawą jest znajomość rynku. Błędy popełnione przy kupowaniu, remontowaniu i wynajmowaniu mieszkań mogą się okazać brzemienne w skutkach. – Inwestując w fundusz czy inicjatywę crowdfundingową zdecydowanie ograniczamy tego typu ryzyko – podkreśla Artur Kaźmierczak. – Często pomijanym aspektem jest też koncentracja ryzyka - dodaje. – Mając 100 – 200 tys. zł, inwestor może kupić dwa mieszkania. Jeśli w jednym akurat nie ma najemcy, połowa jego portfela nie pracuje, a wręcz generuje koszty. Tymczasem 100 tys. czy 200 tys. zł zainwestowane w inicjatywę crowdfundingową lub fundusz daje prawo do udziałów w kilkudziesięciu czy kilkuset mieszkaniach. Tym samym ryzyko inwestycji zdecydowanie spada - przekonuje Kaźmierczak. Nie ulega jednak wątpliwości, że bezpośredni zakup nieruchomości ma jedną niezaprzeczalną przewagę nad wspólnym inwestowaniem: zapewnia pełną kontrolę nad nieruchomością. —jam