Jest wiele krajów na świecie, które z powodzeniem przeprowadziły u siebie reformę administracji. Dziś mogą się pochwalić nowoczesnym, sprawnym aparatem urzędniczym na miarę XXI wieku.
W wynikach ogólnoświatowych badań najczęściej jako przykład stawia się Kanadę, której administracja przoduje w zakresie wykorzystania technologii informatycznych. Sprawną i nowoczesną administrację mają też u siebie Wielka Brytania, Szwecja, ale także Singapur i Hongkong. Z kolei jako przykład doskonale funkcjonujących urzędów na szczeblu lokalnym podaje się stany USA.
Oczywiście w każdym z tych przykładów reforma administracji szła w parze z reformą prawa. Urzędnik może bowiem świetnie funkcjonować wyłącznie w dobrym otoczeniu przepisów, czyli gdy jakość regulacji jest rzeczywiście bardzo wysoka. Na drugim miejscu wymienia się narzędzia, jakimi urzędnicy się posługują, czyli przede wszystkim najnowsze technologie.
Ekonomiści i prawnicy zaznaczają, że sprawdzone i chwalone w Europie są dwa modele – anglosaski i skandynawski. Oba działają świetnie, choć są skupione na zupełnie innych rzeczach. Model funkcjonujący w Wielkiej Brytanii czy Irlandii jest oparty na zasadzie załatwiania drobnych spraw publicznych i w odniesieniu do tej zasady skonstruowana jest cała administracja. Z kolei w Szwecji, Norwegii czy Finlandii administracja jest bardzo rozbudowana, mimo to działa doskonale.
Czy Polska powinna wprost przenosić któryś z tych modeli na własne podwórko? Niekoniecznie. Skopiowaliśmy zasadę uchwalania nowych przepisów z Wielkiej Brytanii. Tam zanim ustawodawca uchwali jakiś przepis, wysłuchuje opinii wszystkich stron, zapoznaje się z argumentami za zastosowaniem danego rozwiązania i przeciw niemu i na tej podstawie uchwala nowe prawo. Na Wyspach działa to doskonale, u nas niestety ostatni i najpotężniejszy głos należy z reguły do różnych grup lobbystów i to oni pod własne interesy dyktują posłom możliwe do zastosowania rozwiązania.