Kowboj na nartach

Wrócił amerykański buntownik, który złotym medalem mistrzostw świata naprawiał kiedyś deskę sedesową. Jest nadzieja, że w Vancouver Bode Miller nie da o sobie zapomnieć

Publikacja: 05.02.2010 00:14

Kowboj na nartach

Foto: ROL

Najlepszy i najbardziej niepokorny amerykański narciarz zaczął powrót jesienią 2009 roku, gdy oświadczył dziennikarzom, że godzi się z reprezentacją USA i zamierza startować na igrzyskach, choć w lecie nie trenował, tylko bawił się z małą córeczką. – Wróciłem, bo narciarstwo to moja główna forma ekspresji – wyjaśnił. Dodał, że przygotuje się do sezonu z marszu.

Nikt o nim nie zapomniał. Od paru tygodni nawet w polskich telewizorach widać reklamę włoskiego regionu narciarskiego, w której Bode z wdziękiem mówi, że warto przyjechać do Trentino ze względu na świetną muzykę, znakomite jedzenie, relaks i – tu na scenę wkracza piękna dziewczyna w sportowym stroju – „oczywiście na narty”.

Zapomnieć o Millerze trudno, bo to sportowiec, który z założenia jest inny. To on oświadczył światu, że dążenie do doskonałości to także dążenie do nudy, że nie kręci go bicie statystycznych rekordów i zdobywanie medali.

Jego osobliwa wrażliwość – połączenie beztroski i potrzeby intensywnych przeżyć – ukształtowała się we Franconii w stanie New Hampshire.

W dzikich lasach, na samotnej farmie, w domu bez prądu i kanalizacji, z rodzicami, których sposób na życie ograniczał się do bliskości z przyrodą i przypadkowych prac w okolicy, z czego zbierało się jakieś 600 dolarów rocznie. Nauczył się szybko, że zamiast cukierków może possać liść klonowy, a gdy jest zimno, to trzeba narąbać więcej drzewa do pieca. – Rodzice pomogli mi w sukcesie, bo mnie ignorowali – powiedział.

Pierwsze narty dostał, gdy miał dwa lata. Kilka klas szkolnych odrobił w domu. Zamiast słuchać nauczycieli, chodził na zbocza Cannon Mountain.

W wydanej w 2005 roku autobiografii „Bode: jedź szybko, bądź dobry, baw się” napisał: „Moi wszyscy przyjaciele siedzieli w szkole, w tym ogrodzonym łańcuchami więzieniu o średnim rygorze. A ja byłem wolny”.

Cannon Mountain to nie wygładzone stoki Aspen, jazda po dnie lodowych kotłów była ciągłą walką z górą, jak potem pisali amerykańscy dziennikarze, „z pogardą dla powściągliwości”. W końcu wylądował w szkole, ale już pierwsze lekcje narciarstwa pokazały charakter chłopaka. – Instruktor uczył mnie po staremu, narty w wąskiej linii, żadnych odstępstw od reguły. „Ja już umiałem jeździć, więc rzuciłem lekcje i po prostu zjeżdżałem, to miało więcej sensu” – napisał we wspomnieniach.

Gdy miał 14 lat i dostał stypendium w narciarskiej Carrabassett Valley Academy, historia się powtórzyła. Miał własne pomysły na to, co robić, a czego nie. Już wtedy wymyślił swój styl, całkowicie sprzeczny z tradycyjnymi zasadami narciarstwa. W skrócie: zamiast utrzymywać ciężar ciała nad środkiem stóp, przesuwał się daleko na tyły nart. Pozycja umożliwiała szybszą jazdę, ale najczęściej kosztem zakłócenia równowagi, stąd upadki. Ale on, inaczej niż rówieśnicy, wciąż wstawał, szedł na górę, znów zjeżdżał i się przewracał, aby po kilkunastu dniach w końcu dojechać do mety i powiedzieć: – Wreszcie się dowiedziałem, jak to można zrobić.

Styl był nieważny, ważna była prędkość. Gdy zobaczył narty z wciętą talią, natychmiast przystosował do nich swoją technikę. W 1996 roku był już najlepszym juniorem w USA. Główny trener reprezentacji Phil McNichol mówił: – Ma taki talent, że jeśli powiesz, by przejechał slalom ze szklanką wody na głowie i nie uronił kropli, zrobi to.

Światu pokazał się podczas igrzysk w Salt Lake City (2002), zdobył dwa srebrne medale, potem zaczął podbijać Europę. Niezwykły styl, zadziwiająca osobowość, początkowo wszystko, co robił, się podobało, nawet to, że nie unikał nocnego życia w górskich miejscowościach. Pisano, że jest kowbojem na nartach, że jego starty przypominają jazdę na byku, że jak Houdini umie wydobyć się z pułapek trasy, że przypomina wirtuoza fortepianu, który wierzy, iż dla odpowiedniego przekazu dzieła nie jest ważne zagranie wszystkich nut.

Zadarł ze światem. Był przekonany, że zawsze ma rację, że może powiedzieć co chce o hipokryzji ruchu olimpijskiego, działaczach Międzynarodowej Federacji Narciarskiej, krytykować doping, chwalić doping, a nawet, jak w słynnym wywiadzie w 2006 roku, przyznać, że nieraz startował na ciężkim kacu, a w Turynie olimpijski poziom miały tylko nocne imprezy.

Dziennikarzy nie znosił, lecz jednego tygodnia był na okładkach „Time’a” i „Newsweeka”. Mówił, że nie tęskni za pieniędzmi, ale dzięki reklamom został milionerem. Przez dwa sezony startował poza rodzimą federacją, jeżdżąc na zawody wielką ciężarówką, w której zmieścił szerokie łóżko i duży plazmowy telewizor.

W 2008 roku zdobył z przytupem Puchar Świata, rok później po kontuzji nie ukończył sezonu i zaczął mówić o rezygnacji ze sportu. Kilka tygodni temu wygrał w Wengen superkombinację. W żaden sposób nie podporządkował się stereotypom.

Jeśli na igrzyskach pójdzie mu źle, znalazł nowy powód, by zainteresować sobą Amerykę. Zgłosił się do tenisowych eliminacji US Open. Bode Miller tenisistą? Czemu nie. Nauczył się grać u dziadków w Tamarack Tennis Camp w Easton w stanie New Hampshire. W 1996 roku był mistrzem licealistów stanu Maine.

Najlepszy i najbardziej niepokorny amerykański narciarz zaczął powrót jesienią 2009 roku, gdy oświadczył dziennikarzom, że godzi się z reprezentacją USA i zamierza startować na igrzyskach, choć w lecie nie trenował, tylko bawił się z małą córeczką. – Wróciłem, bo narciarstwo to moja główna forma ekspresji – wyjaśnił. Dodał, że przygotuje się do sezonu z marszu.

Nikt o nim nie zapomniał. Od paru tygodni nawet w polskich telewizorach widać reklamę włoskiego regionu narciarskiego, w której Bode z wdziękiem mówi, że warto przyjechać do Trentino ze względu na świetną muzykę, znakomite jedzenie, relaks i – tu na scenę wkracza piękna dziewczyna w sportowym stroju – „oczywiście na narty”.

Pozostało 87% artykułu
Ekonomia
Gaz może efektywnie wspierać zmianę miksu energetycznego
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Ekonomia
Fundusze Europejskie kluczowe dla innowacyjnych firm
Ekonomia
Energetyka przyszłości wymaga długoterminowych planów
Ekonomia
Technologia zmieni oblicze banków, ale będą one potrzebne klientom
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Ekonomia
Czy Polska ma szansę postawić na nogi obronę Europy