Czwartkowa rada nadzorcza Polfy Tarchomin obradowała do późnych godzin nocnych. Przyjęła rezygnację nieakceptowanego przez pracowników członka dwuosobowego zarządu Macieja Komosy. Ale to nie uspokoiło związkowców, którzy dwa dni temu powołali komitet obrony interesów spółki i jej załogi. Chcą jeszcze głowy prezes firmy Aurelii Ostrowskiej, zarządzającej Tarchominem od kwietnia.
– Mamy podejrzenia, że obecny zarząd działał na szkodę spółki w trakcie negocjacji z bankami o przedłużenie umowy kredytowej. Analizujemy właśnie dokumenty w tej sprawie – mówi “Rz” Andrzej Matuszkiewicz, który w imieniu komitetu kontaktuje się z mediami. – Jeśli nasze obawy się potwierdzą, złożymy wnioski do prokuratury.
Związkowcy zarzucają prezes, że przez trzy miesiące nie doprowadziła do zwołania rady nadzorczej, która miała zaakceptować aneks do umowy kredytowej z bankiem ratujący spółkę przed utratą płynności. W efekcie bank otrzymał go dopiero w czwartek.
– Prezes została wprowadzona w błąd przez współpracownika, który twierdził, że do przedłużenia umowy nie trzeba uchwały rady – mówi “Rz” Piotr Koszewski, rzecznik Polfy Tarchomin.
Polfa Tarchomin to największa z trzech spółek tworzących Polski Holding Farmaceutyczny skupiający ostatnich państwowych producentów leków. I zarazem najbardziej uzwiązkowiona. Pracuje w niej ok. 2 tys. osób, z czego 1,3 tys. to członkowie trzech związków zawodowych: OPZZ, “Solidarności” i Konfederacji Pracy. Tarchomin jest też w najgorszej sytuacji finansowej. Strata, która po I kwartale wynosiła 5 mln zł, urosła po pierwszym półroczu do ponad 23 mln zł. Piotr Koszewski tłumaczy, że pogarszający się wynik spółki to, owszem, efekt działań zarządu, tyle że poprzedniego.