Cuda czasem się zdarzają

Przez ostatnie dziesięć lat PKB rósł średnio o 4,2 proc. rocznie. Płaca realna powiększyła się o 85 proc.

Publikacja: 26.06.2008 17:00

Michał Zieliński

Michał Zieliński

Foto: Rzeczpospolita

Przez dziesięć lat (od 1998 r.) drukowałem w tym miejscu felieton zatytułowany „Ścieżka do bogactwa”. Jesienią ubiegłego roku otrzymałem propozycję nie do odrzucenia, aby zawiesić tę rubrykę i zastąpić ją tekstami edukacyjnymi uzupełniającymi wielką akcję medialną związaną ze słuchowiskiem „Motel w pół drogi”.

Zatrzymałem się zatem w tym motelu przez kilka miesięcy, ale akcja edukacyjna zakończyła się i pora wracać na ścieżkę. Jest to powrót w optymistycznym nastroju, bo skoro od 1998 roku pokonaliśmy pół drogi, to – zachowując tempo marszu – do bogactwa dojdziemy za dziesięć lat.

Pierwszy felieton traktował o tym, że wszyscy w Polsce domagają się zwiększonego udziału w dystrybucji „owoców wzrostu” (było wtedy takie modne określenie). A to oznacza, że „chcemy cudu” (proszę zauważyć – było to dziesięć lat przed piosenką Wojciecha Waglewskiego). W ekonomii cuda czasem się zdarzają. Jak pisałem, takim cudem byłoby utrzymanie przez dziesięć lat ponadpięcioprocentowej dynamiki PKB.

I niemalże doszło do cudu. PKB w tym okresie rósł średnio o 4,2 proc. rocznie. Skutkiem tego był wzrost średniej płacy z 1233 zł do 2984 zł. Oczywiście zwiększyły się także ceny, ale wskaźnik cen dóbr konsumpcyjnych wzrósł tylko o 31 proc. (płaca realna powiększyła się więc o 85 proc.).

Wskaźniki inflacji zawsze są kwestionowane. Dlatego sięgnąłem po rocznik statystyczny, aby sprawdzić ceny sprzed dziesięciu laty. I wynotowałem: chleb (0,6 kg) — 1,21 zł, baleron — 16,28 zł, kiełbasa toruńska – 11,35 zł, ser gouda 14,07 zł, etylina 94 – 2,82 zł, pomarańcze 4,59 zł. Dziś dużo droższy jest więc chleb oraz benzyna (no i nieruchomości), ale inne ceny wcale tak dużo nie wzrosły. Podobnie jest z towarami absolutnie niezbędnymi (poza papierosami), bo Polonez (wódka) kosztował wtedy 24,03 zł, a piwo Full 2,59 zł.

Jedno mnie tylko dziwi. Skoro cud (czy raczej pół cudu) się wydarzył, dlaczego ludzie są tacy smutni. Przecież w takiej sytuacji „trzeba kochać” (i „ściągać barchanowe majty”). Tak przynajmniej radzi Waglewski. A jemu (zna życie!) można wierzyć.

Przez dziesięć lat (od 1998 r.) drukowałem w tym miejscu felieton zatytułowany „Ścieżka do bogactwa”. Jesienią ubiegłego roku otrzymałem propozycję nie do odrzucenia, aby zawiesić tę rubrykę i zastąpić ją tekstami edukacyjnymi uzupełniającymi wielką akcję medialną związaną ze słuchowiskiem „Motel w pół drogi”.

Zatrzymałem się zatem w tym motelu przez kilka miesięcy, ale akcja edukacyjna zakończyła się i pora wracać na ścieżkę. Jest to powrót w optymistycznym nastroju, bo skoro od 1998 roku pokonaliśmy pół drogi, to – zachowując tempo marszu – do bogactwa dojdziemy za dziesięć lat.

Ekonomia
W biznesie nikt nie może iść sam
Ekonomia
Oszczędna jazda – techniki, o których warto pamiętać na co dzień
Ekonomia
Złoty wiek dla ambitnych kobiet
Ekonomia
Rekordowy Kongres na przełomowe czasy
Ekonomia
Targi w Kielcach pokazały potęgę sektora rolnego
Materiał Promocyjny
Lenovo i Motorola dalej rosną na polskim rynku