Obudziliśmy się z bólem głowy. Wszyscy mają kaca po niedawnych ekscesach. Za chwilę poczują się jeszcze gorzej. Tak skończyła się orgia kredytów – mówi Wiaczesław Dombrowski, wykładowca Stockholm School of Economics in Riga.
Kiedy Łotwa weszła do UE, szybko uznano, że poziom życia będzie rosnąć, aż zbliży się do tego, jaki jest w najbardziej rozwiniętych krajach zachodnich. Wierzyli w to wszyscy – eksperci rządowi powtarzali jak mantrę, że najdalej za 15 lat Łotwa dogoni Zachód. – Jakie są twoje oczekiwania? O ile ma wzrastać co roku twoja pensja? – taki sondaż przeprowadził kilka miesięcy przed kryzysem jeden z łotewskich banków. Odpowiedź była zaskakująca; ludzie chcieli co roku zarabiać trzydzieści procent więcej.
Mieszkania, nowe samochody, podróże zagraniczne, wszystko miało być natychmiast, na kredyt, chętnie przyznawany przez banki. Życie stało się piękne, a pensje rzeczywiście rosły w szybkim tempie. Czasem dało się słyszeć ostrzeżenia przed przegrzaniem gospodarki, ale łotewscy eksperci ripostowali: zwykłe reguły ekonomiczne nie dotyczą Łotwy, która rozwija się zupełnie inaczej.
[wyimek]Biznesmeni z krajów postradzieckich, dla których Łotwa była lokalną Szwajcarią, z dnia na dzień przestali przyjeżdżać. Lokalnym bankom trudno będzie odzyskać ich zaufanie[/wyimek]
Dziś Łotysze śmieją się z rządowych specjalistów. Młodzi ludzie noszą T-shirty z napisem „Nothing special”. „Nothing special” to kwestia, którą wygłosił minister finansów przepytywany przez dziennikarkę telewizji Bloomberg, jakie są przyczyny kryzysu na Łotwie.