Obecnie każde euro, jakie Polska dostaje z Unii w ramach funduszy strukturalnych, trafia na rządowe konta w Narodowym Banku Polskim. Zanim pieniądze zostaną przekazane ostatecznym dysponentom, wymieniane są w banku centralnym na złote. – Takie operacje są całkowicie obojętne dla kursów walut – mówi Janusz Jankowiak, główny ekonomista Polskiej Rady Biznesu.
Ale możliwa jest też inna ścieżka przepływów. Rząd może wymieniać euro na wolnym rynku za pośrednictwem Banku Gospodarstwa Krajowego. – A to już by wpływało na stabilizację złotego – zauważa Jankowiak. – Rząd bez oglądania się na NBP może wykorzystać swoje zasoby walutowe w sposób jak najlepszy dla siebie. Sposób wymiany euro z UE nie jest stricte interwencją na rynku, więc współpraca z NBP nie jest konieczna – zauważa Mirosław Gronicki, były minister finansów.
Rząd ma sporą amunicję – obecnie na kontach w NBP leży ok. 4 mld euro, a w marcu kwota ta wzrośnie do 6 mld euro. – Dziś te pieniądze nie są używane, a można je wykorzystać do aktywnego zarządzania płynnością – podkreśla Gronicki. W kolejnych miesiącach będą też do nas napływały transze płatności z funduszy UE na lata 2007 – 2013. Do końca 2015 r. ma to być 62 mld euro, średnio 740 mln euro na miesiąc. Rząd może więc podjąć decyzję systemową, że będzie wymieniał wszystkie środki na otwartym rynku lub sporadycznie pewną ich część.
Ale takie kwoty raczej nie wystarczą, by na stałe odwrócić trend i spowodować długotrwałe umacnianie się złotego (szacuje się, że obroty na rynku walutowym dziennie sięgają 2 – 4 mld euro), ale wystarczyłyby do stabilizacji kursów. – To by się w tej chwili przydało, bo rynek jest rozchwiany, pojawiają się spekulanci – mówi Marcin Bilbin, analityk rynków finansowych w Pekao. – Ważna jest już sama świadomość, że po drugiej stronie też jest gracz, który będzie bronił złotego przed nieuzasadnionym osłabieniem – dodaje.
– Rynek walutowy to nie tylko wymiana pieniędzy wynikająca z potrzeb biznesowych. To także różne zakłady, opcje, a więc granie na oczekiwania. Interwencje rządowe to wprowadzenie poczucia niepewności tego typu inwestorów. Mogą przez to stać się ostrożniejsi – podkreśla Gronicki. Zresztą to właśnie w czasach, gdy był on ministrem (2004 – 2005), resort finansów wymieniał unijne euro na rynku.