Na ulicach Doniecka, przed siedzibą filii Narodowego Banku Ukrainy protestowała ponad setka przedsiębiorców. – Trafiliśmy w depozytowe niewolnictwo. Banki żądają zwrotu kredytów według nierealnego kursu dolara. Zaczynamy szukać sprawiedliwości w sądach – mówił jeden z nich cytowany przez agencję UNIAN.
Do podobnych protestów doszło także w innych miastach Ukrainy. 26 lutego biznesmeni wyjdą na ulice Lwowa. Dziś ukraiński ruch pracowniczy Solidarność planuje wyprowadzić na ulice wielu miast związki zawodowe różnych branż oraz organizacje społeczne. Manifestacja ma być poświęcona obronie praw pracowniczych i socjalnych.
Protestujący przed Narodowym Bankiem Ukrainy żądają anulowania moratorium na spłatę zobowiązań wobec wierzycieli (np. właścicieli lokat), które nadal obowiązuje w sześciu ukraińskich bankach. Chcą też możliwości przedterminowego wycofania depozytów oraz anulo- wania dotkliwych sankcji karnych za niespłacane pożyczki. – Jeśli nasze postulaty nie zostaną spełnione, zaczniemy pikietować inne instytucje państwowe, w tym gmach Rady Najwyższej – mówił przedsiębiorca Andrij Onyszczak ze Lwowa.
– Zbyt radykalne żądania nie będą miały szans na realizację – ostrzega Ihor Burakiwski, szef kijowskiego Instytutu Badań Gospodarczych i Konsultacji Politycznych. – Instytucje finansowe muszą jednak iść na kompromis wobec klientów i nie stosować wobec nich represji – dodaje.
Wczoraj Międzynarodowy Fundusz Walutowy zaapelował do Julii Tymoszenko, by jej rządpozwolił Narodowemu Bankowi Ukrainy na dokapitalizowanie miejscowych banków. Sprawę ujawnił zastępca szefa Sekretariatu Prezydenta Ołeksandr Szłapak. Stwierdził, że Ukraina nadal nie może liczyć na pożyczkę MFW z powodu deficytu budżetowego, który znacznie przekracza równowartość 3 procent PKB.