Tak samo nazywa się opracowany przez Allena program, który – jak podkreśla sam autor – ma pomóc uwolnić nasz umysł od tego, co nas rozprasza.
Z reguły rozpraszają nas niedokończone albo nigdy niezaczęte sprawy – wszelkie zobowiązania wobec nas samych albo innych, które zwykle sobie przypominamy w nieodpowiedniej chwili.
Allen radzi, by organizację zacząć od spisania listy naszych zobowiązań zarówno tych poważnych, jak i tych najbardziej banalnych. Co robić potem, bardzo szczegółowo krok po kroku guru efektywności opisuje w swej książce. Bałaganiarze (do których zalicza się niżej podpisana) nie mogą jednak liczyć, że w sobotnie przedpołudnie skończą książkę, a wieczorem będą już zorganizowani.
Praca Allena nie jest jednak wartko napisaną opowieścią, od której nie można się oderwać. Bliżej jej do podręcznika-poradnika, który szczegółowo, a czasem nudnawo, wylicza zalety i wady różnych sposobów kategoryzacji czy archiwizowania zobowiązań. Podobnie jak w przypadku takich poradników „Getting Things Done” nie da się po prostu przeczytać, żeby wiedzieć. Jeśli już ktoś zdecyduje się wprowadzić jego (dość skomplikowany) system w życie, na początku będzie pewnie musiał co chwila zasięgać opinii autora.
Niektóre porady („Będziesz potrzebował dużo teczek, najlepiej w formacie A4) mogą przerazić bałaganiarzy i tak już tonących pod stosami papierów. Inna jeszcze mniej miła perspektywa to systematyczność. System Allena można porównać ze skutecznymi dietami odchudzającymi – jeśli mają przynieść efekty, trzeba radykalnie i bardzo konsekwentnie zmienić swój dotychczasowy sposób odżywiania. Niestety, Allen nie daje magicznego zaklęcia, które z miejsca nas uporządkuje. Podejrzewam, że wielu mniej zdyscyplinowanych czytelników jego poradnika dość szybko zarzuca regularne aktualizowanie swych zobowiązań czy przydzielanie kolejnych spraw do określonych kategorii. No cóż, można wtedy poczekać, aż światowy guru zawita do nas na kolejne seminarium.