[link=http://www.rp.pl/galeria/9132,1,361691.html]Zobacz więcej zdjęć[/link]
Gwiazdy hollywoodzkie często w historii wykorzystywały popularność, by wchodzić do świata polityki. Protestowały przeciwko wojnie wietnamskiej jak Jane Fonda, opowiadały się za zniesieniem kary śmierci jak Tim Robbins, walczyły o prawa Tybetu jak Richard Gere.
Największą karierę zrobił drugoplanowy aktor Ronald Reagan – najpierw gubernator Kalifornii, potem prezydent Stanów Zjednoczonych przez dwie kadencje. Dzisiaj gubernatorem Kalifornii jest superheros Arnold Schwarzenegger, ale on – urodzony w Austrii – osiągnął już szczyt politycznej kariery.
Sławy filmowe chętnie też wspierają polityków, zwykle optując za demokratami. W ostatniej dekadzie aktorzy na konferencjach prasowych często wypowiadali się przeciw George’owi W. Bushowi i jego polityce zagranicznej, a za Barackiem Obamą. George Clooney stał się wręcz twarzą jego kampanii.
Ale polityka bywa dla gwiazd i ich image’u niebezpieczna. Działalność społeczna i charytatywna zaś dodaje im splendoru. A w świecie, w którym znana twarz elektryzuje tłumy, rozmaite organizacje polują na celebrytów. Każda chciałaby mieć najsłynniejszych – Angelinę Jolie i Brada Pitta.