Szybko się jednak okazało, że to nie załatwia sprawy i potrzebne będą kolejne miliardy euro. Dziś nikt nie potrafi odpowiedzieć ile. 135 mld tylko dla Grecji? 600 mld euro dla całej strefy euro? Licytacja trwa. Wiemy natomiast, że niczym misja ratunkowa z torbą pełną pieniędzy od kraju do kraju będzie pewnie podróżować szef Międzynarodowego Funduszu Walutowego razem z prezesem Europejskiego Banku Centralnego.

[wyimek][link=http://blog.rp.pl/blog/2010/04/29/pawel-czurylo-ten-serial-szybko-sie-nie-skonczy]Skomentuj na blogu[/link][/wyimek]

W Berlinie ten duet przekonywał Niemców do wyłożenia kolejnych miliardów euro na ratowanie Grecji. Ich głównym argumentem jest pewnie to, że pomagając Grecji, Berlin wesprze też swoje instytucje finansowe, których zaangażowanie w greckie instrumenty finansowe sięga setek miliardów euro. Niemcy mogą się na to jeszcze zgodzić, ale pytanie, za jaką cenę?

Już dziś widać, że jednym z poszkodowanych może być Polska i inne kraje Unii nadrabiające gospodarcze zaległości. Jeśli do Aten popłynie więcej pieniędzy, zmniejszone mogą zostać transfery do najbiedniejszych krajów Unii. Ten wybór dla przywódców największych państw Wspólnoty może być łatwiejszy niż przekonanie swoich obywateli, że cięcie wydatków publicznych jest nieuniknione. Tym bardziej że wielu z nich za chwilę lub za pewien czas zostanie poddanych ocenie wyborców.

Ale ostatecznie i tak nie będzie ucieczki od cięcia wydatków i zmniejszania długu publicznego w kolejnych krajach. Miliardy euro pomocy z MFW trzeba będzie przecież kiedyś zwrócić.