W programie „Młody i rozpieszczony” uczestnicy wzięli udział w eksperymencie. Zamieszkali wspólnie w willi. Przez dwa miesiące grupa prowadziła dom, robiła zakupy, przyrządzała posiłki, sprzątała, prała, a także wykonywała jedno specjalne zadanie na tydzień, np. opiekowała się zwierzętami. Rodzice jako jury osądzali, czy młodzi stanęli na wysokości zadania, czy musieli opuścić program. I okazało się, że nikt z grupy nie miał dwóch lewych rąk.
Czyja to wina? W książce „90-talet. se” (Lata 90.) Nicklas Wikstrom i Christian Albinsson twierdzą, że młodzież urodzona w latach 80. jest leniwa i przekonana o własnej doskonałości. Egocentryzmowi tej generacji „przysłużyły się” lata 90. Młodzi dorastali w czasach, gdy do gimnazjów wprowadzono kierunek media, telewizja nadawała opery mydlane w ogromnej ilości, zapanował kult celebrytów. Podkreślają, że to właśnie wtedy pojawił się imperatyw usiągnięcia sukcesu w życiu. Młodym przewróciło się w głowie.
Jedną z tych osób była Cissi Wallin, dziś dziennikarka Szwedzkiego Radia. Najmłodsza z rodzeństwa dostawała wszystko, co chciała. – Moim rodzicom można by przyznać złoty medal w nadopiekuńczości. Chcieli dobrze, ale wszystko wypadło źle – ocenia. – Rozpieszczone dziecko nigdy nie będzie się dobrze czuło jako dorosły człowiek – twierdzi Wallin. Jako dwudziestolatka przeprowadziła się do Sztokholmu. Nie wiedziała, jak się gotuje ryż, nie umiała zapłacić rachunku. Do tej pory nigdy nie musiała korzystać z komunikacji miejskiej. – Stałam na placu w Sztokholmie i płakałam. Czułam się tak strasznie naiwna. Chciałam dostać wyłącznie „fajną pracę”, co było nierealne, ponieważ nie byłam w stanie o to zawalczyć. Siedziałam w barze o wpół do pierwszej w nocy i dzwoniłam do taty, by poprosić o pieniądze na piwo i na taksówkę do domu. Dwa lata trwało zanim stanęłam na nogi – mówi.[srodtytul]*[/srodtytul]
Czy rodzice zdają sobie sprawę, kiedy przekraczają granicę zdrowego rozsądku we wspieraniu swoich dzieci?
– Możemy dostrzec, że jesteśmy nadopiekuńczy, kiedy odnosimy wrażenie, że czujemy się wykorzystywani – mówi „Rz” psycholog Bengt Grandelius, autor książki „Wyznaczyć granice”. To oznacza, że robimy coś, czego właściwie nie powinniśmy. O czym tak naprawdę wiemy, że nie jest dobre i że dziecko powinno dać sobie radę samo. Spełniamy jego życzenia, ponieważ boimy się, że popadniemy z nim w konflikt albo w niełaskę, jeżeli nas nie doceni.
Kiedy Bengt Grandelius prowadzi wykłady na temat wychowywania, przekonuje, że dzieci nadmiernie wychuchane wyrosną na egocentryków i osoby bez inicjatywy. Ich obraz rzeczywistości jest skrzywiony, nie rozumieją siebie, brak im dystansu do życia, szacunku, odpowiedzialności, myślą krótkowzrocznie. Są niezaradne, mają trudności z dyscypliną i uporaniem się z porażkami. Są nadzwyczaj niepewne i często czują się w roli ofiary.