[link=http://www.franckperrier.com/2011/02/10/is-nokia-burning-ceo-stephen-elops-letter-to-all-nokias-employees/]List Stephena Elopa do pracowników Nokii[/link], to niebywała sprawa. Globalny koncern, który zawsze twierdził, że „jest świetnie, a może być tylko lepiej” przyznał, że albo coś zmieni, albo pójdzie na dno.
List Elopa, jeżeli nawet był przeciekiem, to z pewnością kontrolowanym. Nie trzeba szczególnej intrygi, jeżeli się wysyła maila do kilku tysięcy osób. Statystycznie chociaż jedna powinna wypuścić go na zewnątrz. A jeżeli nie, to od czego są agencje PR? Dramatyczny list, to żaden szczery apel. To tylko przemyślany element korporacyjnej komunikacji. Jeszcze jedna sztuczka.
[link=http://www.rp.pl/artykul/439825,610076.html]Odłóżmy na bok analizę biznesu Nokii[/link]. Pozostańmy przy komunikacji. Komunikacja ma to do siebie, że przejaskrawia. Nigdy nie jest tak dobrze, jak głoszą oficjalne komunikaty. Może więc realnie nie jest też tak bardzo źle? W końcu firma nie ogłasza bankructwa. Prawdopodobnie Elop chciał wstrząsnąć rynkiem, akcjonariuszami i pracownikami, aby przygotować ich na – być może bolesny – program na najbliższe lata, który dzisiaj ma przedstawić. Już sama wizja przeprowadzki Nokii z Espoo do Doliny Krzemowej, to horror. Jakoś nie widzę, aby fiński rząd na to przystał (a spodziewam się, że jakimiś narzędziami nacisku dysponuje). Może więc przystanie na redukcje zatrudnienia?
Spreparowany alarm szefa Nokii świadczy jednak, że zarząd widzi realny kryzys. W przeciwnym razie, moim zdaniem, nie uciekał by się do takich metod komunikacyjnych, które o 360 stopni odwracają dotychczasową politykę Nokii, wiecznie tryskającej niezmąconym optymizmem. Oczywiście w oficjalnej komunikacji.
Przyznaję z lekkim wstydem, że jako dziennikarz mam złośliwą satysfakcję. Nokia w Polsce, choć to zapewne globalny standard, nie jest łatwym partnerem. Z tą firmą nie można rozmawiać. Z nią można tylko się komunikować. I to wyłącznie za pośrednictwem sieciowych agencji PR, które serwują lekko strawną, ale mało treściwą informacyjną papkę. Na całym świecie taką samą, bo przecież firma jest globalna. Taka „macdonaldyzacji” w PR.