To nie jest człowiek, który jak działa, to na prawo i lewo strzelają fajerwerki. Zresztą raczej ukrywa emocje, niż je demonstruje – mówią najbliżsi współpracownicy Luigiego Lovaglio, który od 1 maja będzie prezesem Banku Pekao.
On tak naprawdę na tym fotelu nieformalnie zasiadał od dawna. Czekał tylko na właściwy moment, by zostać „numero uno". Po nagłym odejściu Jana Krzysztofa Bieleckiego z funkcji prezesa w styczniu ubiegłego roku był wymieniany jako pewny kandydat do objęcia schedy po byłym premierze. Bieleckiego zastąpiła jednak Alicja Kornasiewicz, która rządziła Pekao jedynie nieco ponad rok.
– Luigi ma znakomity analityczny umysł, a po siedmiu latach pracy i mieszkania w Polsce zyskał także wiele cech po prostu ludzkiego szefa i menedżera – mówi „Rz" Jan Krzysztof Bielecki.
Komentarza dotyczącego nowego szefa Pekao nie udało nam się uzyskać od Kornasiewicz. Trudno się zresztą dziwić, bo rezygnacja z szefowania bankiem przez byłą wiceminister skarbu, która brała m.in. udział w prywatyzacji samego Pekao, to efekt konfliktu właśnie z Luigim Lovaglio.
Odmienna wizja strategii rozwoju banku – to tylko oficjalne, dyplomatyczne powody nagłej dymisji. Lovaglio, dotąd I wiceprezes i dyrektor generalny, był nastawiony na budowanie pozycji banku głównie przez rozwój organiczny. Kornasiewicz zaś kocha transakcje i skłaniała się ku bankowości inwestycyjnej. Zwykłe odsetki od kredytów czy fuzje i przejęcia – na tym polega sedno sporu kompetencyjnego obu osobowości.