Poziom 4,53 zł za euro zmusił bank centralny i BGK do pierwszej od wprowadzenia kursu płynnego naszej waluty interwencji na rynku. Przy okazji zarobił na tym budżet.
– Szacujemy, że na rynku znalazło się ok. 800 mln euro – mówi jeden z dilerów walutowych. – Zakładając, że wyjściowym kursem było 4 zł za euro, na wymianie bank i resort finansów mogły zarobić około 400 mln zł.
Diler dodaje, że jeśli minister finansów wymieni całość środków, o których wcześniej wspominał, czyli 6 mld euro, i jeśli kolejne interwencje znów nastąpią przy kursie ok. 4,5 zł za euro, w kasie państwa znajdą się dodatkowo 3 mld zł, które będzie można przeznaczyć na projekty unijne.
Poza interwencją na rynku rząd nie przedstawił żadnego programu walki z kryzysem. W ocenie ministra finansów Jacka Rostowskiego nie ma takiej potrzeby, bo fundamenty naszej gospodarki są zdrowe. Zakładana obniżka deficytu finansów publicznych z 7,9 do 5,6 proc. PKB w jego ocenie jest realna, głównie dzięki niższemu o 10 mld zł deficytowi budżetowemu. Wyższy wzrost gospodarczy i inflacja oraz wyższy VAT zapewniły bowiem lepsze wpływy do budżetu. Dodatkowo obniżka składki do OFE spowodowała, że rząd może zrezygnować z pożyczenia około 9 mld zł.
To wszystko jednak – w ocenie ekonomistów – nie zahamuje wzrostu zadłużenia. Rząd zakłada, że na koniec tego roku sięgnie ono 799 mld zł, a już w 2014 r. – 909,6 mld zł.