Do niedawna takich kolekcjonerów jak Salomon Guggenheim, którzy udekorowali obrazami mistrzów ściany własnego muzeum, było niewielu. Teraz prywatne muzea sztuki powstają coraz częściej. Imponują rozmachem. Zatrudniani są tam najwybitniejsi architekci, wybierane nietuzinkowe miejsca.
Carlos Slim, meksykański potentat telefonii komórkowej (jego majątek szacowany jest przez „Forbesa" na ponad 70 mld dol.), w 2011 r. postawił w Mexico City Soumaya Museum, nazwane imieniem zmarłej żony. Budynek, który kosztował 70 mln dol., przyciąga oryginalną architekturą (okrągłe ściany, spiralne klatki schodowe, podobnie jak w Muzeum Guggenheima), ale przede wszystkim dziełami wielkich mistrzów (70 tys. eksponatów). Zbiory meksykańskiego miliardera są zbyt duże, by prezentować je w całości; wystawy mają charakter czasowy.
Właścicielem muzeum jest także Francois Pinault, do którego należą takie marki, jak Gucci i Yves Saint Laurent. Swoją okazałą kolekcję (m.in. prace Piotra Uklańskiego i Wilhelma Sasnala) prezentuje w XVIII-wiecznym, odnowionym w 2006 r. Palazzo Grassi w Wenecji nad Canal Grande.
Znani kolekcjonerzy, Anita i Poju Zabludowicz, skoncentrowani na młodych artystach, prowadzą swoją Galerię 176 w byłej londyńskiej kaplicy. W przyszłości chcą wywieźć gigantyczne dzieła na prywatną wyspę w Finlandii.
Dzieła współczesne można też obejrzeć w centrum Berlina w bunkrze z czasów II wojny. Należy on do niemieckiego biznesmena i kolekcjonera Christiana Borosa.