Według raportu InfoDług na koniec września 2014 r. długi Polaków były warte prawie 42 mld zł. Na ściąganiu ich można całkiem nieźle zarobić, nierzadko powyżej 10 proc. w skali roku.
Działalnością taką zajmują się firmy windykacyjne. Żeby pozyskać dodatkowe środki na zakup wierzytelności (najczęściej przeterminowanych długów indywidualnych klientów) od instytucji finansowych, firm telekomunikacyjnych czy dostawców mediów, tworzą one we współpracy z TFI fundusze sekurytyzacyjne (w formie funduszy zamkniętych). Fundusze te emitują certyfikaty, które mogą być kupowane przez inwestorów. Portfelem funduszu zarządza firma windykacyjna (serwiser). Jeśli skutecznie odzyskuje długi, wartość certyfikatów rośnie.
Jak mówi Piotr Drzewiecki z firmy doradczej AhProfit, zachętą do lokowania kapitału w fundusze sekurytyzacyjne jest wysokość potencjalnego zysku, ale inwestycja jest długofalowa i obciążona sporym ryzykiem.
– W przeciwieństwie do giełdy, na której występują spore wahania, fundusze sekurytyzacyjne wykazują się dotąd stabilnym wzrostem wartości certyfikatu. Jednak próg wejścia jest dość wysoki, dlatego oferta jest skierowana do zamkniętej grupy inwestorów – tłumaczy Sławomir Szarek, prezes Casus Finanse.
Próg wejścia, czyli minimalna początkowa wartość inwestycji, w przypadku niestandaryzowanych funduszy (mogą, lecz nie muszą być tworzone jako fundusze z wydzielonymi subfunduszami) wynosi co najmniej 40 tys. euro, czyli ok. 170 tys. zł. Tyle wynosi wartość jednego certyfikatu.