Przewoźnicy drogowi ponieśli na początku marca potężne straty spowodowane cenowym szczytem paliw. Nie dość, że nie mogli kupić na stacji więcej niż 500 litrów, to jeszcze nie mogli liczyć na hurtowe dostawy do swoich baz. Na dodatek limity cenowe na kartach paliwowych szybko wyczerpały się, powodując nagłe przerwy w jazdach.
Zdesperowani przewoźnicy musieli podnieść ceny usług, ale nie zawsze spotkali się ze zrozumieniem klientów. – Klienci nie zgadzają się na nowe ceny, ale ja nie mogę dokładać – to usługa transportowa, a nie przysługa. Ceny ustalam tygodniowe, nawet nie miesięczne, a i to z duszą na ramieniu – przyznaje współwłaściciel tyskiej firmy EPO-Trans Piotr Ozimek.
Analityk sektorowy Santander Bank Polska Radosław Pelc pociesza, że choć zakładane jest spowolnienie gospodarki europejskiej, to jednak popyt na transport drogowy nie powinien spadać w takim samym tempie jak podaż ciężarówek. – Jeśli zgodnie z szacunkami w pierwszej fali wyjechało na Ukrainę około 30 proc. kierowców, to w przypadku kierowców z licencją do przewozów międzynarodowych jeżdżących dla krajowych przewoźników jest to ubytek rzędu 10 proc. zasobów. Warto przypomnieć, że w Polsce brakuje 60–80 tys. kierowców. W tej sytuacji spadek podaży kierowców może doprowadzić do wzrostu stawek i rywalizacji o pojazdy. Klienci będą musieli liczyć się z wyższymi cenami transportu – ostrzega analityk sektorowy Santander Bank Polska Radosław Pelc. Spodziewa się w krótkoterminowej perspektywie wzrostu stawek i rosnącego niepokoju na europejskim rynku transportowym.
Zrzeszenie Międzynarodowych Przewoźników Drogowych zaapelowało już 10 marca do premiera o działania kompensacyjne.
Prezes ZMPD Jan Buczek wskazuje, że od 24 lutego ceny ON wzrosły o 30 proc. – Nie jesteśmy w stanie przenieść tych lawinowo narastających kosztów na zamawiających transport na ogólnoeuropejskim rynku transportowym, na którym operują konkurenci m.in. z Węgier i Rumunii, których rządy kontrolują obciążenia swoich branż transportowych, wręcz stymulując ich możliwości konkurencyjne – ostrzega prezes ZMPD.