W mijającym roku produkt krajowy brutto Polski powiększył się prawdopodobnie o 4,4 proc. To najlepszy wynik od sześciu lat. Dwa lata wzrostu w tempie ponad 4 proc. mieliśmy ostatnio dekadę temu, w latach 2006–2007. Powtórka tego scenariusza jest na wyciągnięcie ręki.
– Nadchodzący rok może być naprawdę udany – mówi Ernest Pytlarczyk, główny ekonomista mBanku. Według niego polski PKB powiększy się o 4,5 proc. Większość ekonomistów jest ostrożniejsza: przeciętnie spodziewają się wzrostu PKB o 3,9 proc. Zakładają jednak, że zwolni wzrost konsumpcji. Zachowawcze prognozy dominowały także rok temu, ale okazały się chybione.
– W 2018 r. może wyhamować wzrost zatrudnienia, co teoretycznie wpłynie ujemnie na dynamikę konsumpcji. Ale jednocześnie przyspieszy wzrost wynagrodzeń, którego znaczenie dla konsumpcji jest większe – zwraca uwagę Tomasz Kaczor, główny ekonomista Banku Gospodarstwa Krajowego. Według niego najbliższy rok może być dla polskiej gospodarki minimalnie gorszy wskutek wyhamowania wzrostu PKB głównych partnerów handlowych, w tym strefy euro.
Ograniczony potencjał wzrostu zatrudnienia, przejawiający się w coraz większych trudnościach firm ze znalezieniem pracowników, jest niekiedy wymieniany jako czynnik, który może zahamować rozwój polskiej gospodarki. Ekonomiści wątpią jednak, by nastąpiło to już w 2018 r.
Na razie głównym efektem ograniczonej podaży pracy będzie wzrost płac. Przeciętnie ekonomiści przewidują, że średnie wynagrodzenie w gospodarce narodowej zwiększy się o 6 proc. Nie brak głosów, że będzie to nawet 10 proc., co wpłynie na przyspieszenie inflacji. O ile między styczniem a listopadem 2017 r. indeks cen konsumpcyjnych rósł przeciętnie w tempie 2 proc. rok do roku, o tyle w 2018 r. ma przyspieszyć do 2,4 proc. Konsumenci mogą to odczuć w mniejszym stopniu niż w 2017 r., bo inflacji najprawdopodobniej nie będą napędzały ceny żywności i paliw, tylko usług.