Amerykańskie przedsiębiorstwa zwiększyły w lipcu zatrudnienie i był to siódmy z rzędu miesiąc, w którym spółki przyjęły na etaty więcej pracowników, niż zwolniły. Tempo tego wzrostu oznacza jednak, że ożywienie na rynku pracy będzie powolne. Zatrudnienie w prywatnych firmach wzrosło o 71 tys., mniej niż prognozowane 90 tys., po zwyżce o 31 tys., też mniejszej od podawanej w poprzednim raporcie Departamentu Pracy. W sumie jednak, po zwolnieniach z państwowych agencji 202 tys. osób, zatrudnienie w USA spadło w lipcu o 131 tys. W czerwcu ten spadek wyniósł ostatecznie 221 tys.

Stopa bezrobocia w minionym miesiącu pozostała na niezmienionym poziomie 9,5 proc., co oznacza, że systematycznie zmniejsza się liczba osób rejestrujących się w urzędach zatrudnienia. Z piątkowych danych wynika, że jeszcze długo rynek w USA nie zdoła odtworzyć 8,4 mln miejsc pracy utraconych od początku recesji, a więc od grudnia 2007 r. Bez rosnącego zatrudnienia nie ma zaś co liczyć na większe wydatki konsumpcyjne. W ostatnich dwóch miesiącach II kwartału wykazywały one stagnację, co znalazło już wyraz w spowolnieniu tempa wzrostu PKB. Przyszłość gospodarki też nie rysuje się różowo, skoro szef banku centralnego Ben Bernanke określa jej perspektywy jako "wyjątkowo niepewne".

– Do poziomu zatrudnienia, przy którym będzie można mówić o ożywieniu na rynku pracy, wciąż jeszcze daleko. A nie widzę nic, co wskazywałoby na poprawę sytuacji w III kwartale – powiedział Nigel Gault, główny ekonomista w firmie IHS Global Insight.