Akcja ratunkowa w należącym do Jastrzębskiej Spółki Węglowej zakładzie Zofiówka trwa od soboty. Do zamknięcia tego wydania gazety ratownikom nie udało się dotrzeć do trzech uwięzionych pod ziemią górników. Nie udało im się ich zlokalizować pomimo użycia specjalistycznego sprzętu. Nie wykrył on żadnego sygnału od uwięzionych osób. Ratownicy nie znaleźli też nadajników radiowych zainstalowanych w lampach górniczych. W poniedziałek górnicy pracujący w kopalni stawili się do pracy, ale nie podjęli robót wydobywczych.
– Cały czas pracujemy z ogromną determinacją. Wierzymy, że ci górnicy żyją, dlatego najważniejsze, aby w rejon zwałowiska dostarczyć sprężone powietrze. Górnicy instynktownie wiedzą, jak zachować się w takiej sytuacji i jeśli tylko mają możliwość, zbliżają się do rurociągu, gdzie jest przepływ powietrza. Dzięki temu są w stanie przetrwać – podkreślał w poniedziałek Daniel Ozon, prezes JSW. Dodał, że warunki, w jakich 21 zastępów ratowniczych prowadzi poszukiwania, są ekstremalnie trudne.
W sumie po sobotnim wstrząsie pod ziemią zostało siedmiu górników. Dwóch z nich udało się wydostać na wczesnym etapie akcji. Kolejne dwie osoby nie przeżyły katastrofy. Ich ciała ratownicy znaleźli w niedzielę. Trwa poszukiwanie trzech górników.
Przyczyny tąpnięcia w Zofiówce zbada specjalna komisja, powołana w poniedziałek przez prezesa Wyższego Urzędu Górniczego (WUG). Pierwsze posiedzenie odbędzie się 9 maja. – Celem tej komisji nie będzie ustalenie ewentualnych zaniedbań czy osób odpowiedzialnych za to zdarzenie. To komisja techniczna, która ma przeanalizować, sprawdzić i ocenić parametry tego wstrząsu – zaznaczył Adam Mirek, prezes WUG. Komisja ma także ustalić, czy będzie możliwe prowadzenie w tamtym rejonie dalszych prac po zakończeniu akcji ratowniczej. – Czy da się uniknąć podobnych zdarzeń? Nie wiem. Górotwór na Górnym Śląsku jest skłonny do tąpań, występują zagrożenia o dużym nasileniu – podkreślił Mirek.